KI IWONA CEGIEŁKÓWNA Zazwyczaj charakteryzujemy bliźnich w myśl utartych schematów, nie zagłębiając się w tzw. sedno sprawy. W epoce telefonów komórkowych, komputerów i iPodów ważne, by informację podać krótko i zwięźle. Dlatego Kinga, główna bohaterka debiutu fabularnego Leszka Dawida (reżysera obsypanego nagrodami „Baru na Viktorii”), woli by nazywać ją „Ki” i w ten sam sposób skraca imiona innych ludzi. Tytułowa Ki dzieli czas między wychowywanie małego synka (Piotra, czyli Pio), szukanie pracy, wizyty w ośrodku pomocy społecznej i wieczorne eskapady do barów z przyjaciółkami. Ki można by więc scharakteryzować tak: młoda, powierzchowna, lubiąca nocne imprezowe życie. A jednak bohaterka filmu niełatwo daje się zaszufladkować.
„Niełatwo”, bo ta inteligentnie opowiedziana historia to jeden z najlepszych filmów, jakie znalazły się w konkursowej dwunastce tegorocznego festiwalu w Gdyni. Debiut Leszka Dawida trafił tu zresztą fuksem – w miejsce „Uwikłania”, którego reżyser, Jacek Bromski, zrezygnował z konkursowej rywalizacji. Dobrze, że znalazł się na tyle odważny dystrybutor, by ten mało efektowny formalnie, a jednak ważny film wprowadzić do kin. Reżyserowi i brawurowo odtwarzającej rolę Ki Romie Gąsiorowskiej (nagrodzonej w Gdyni!) udała się bowiem rzecz piekielnie trudna: stworzyli przekonujący portret współczesnej, niemal heroicznie walczącej o każdy kolejny dzień kobiety, nie odwołując się ani do martyrologicznego stereotypu PRL-owskiej „matki-Polki”, ani do feminizujących ideałów kobiety XXI wieku. Tytułowa Ki jest antybohaterką. Lubi się bawić, jest nieco infantylna i lekkomyślna. Barwna i dynamiczna. Ale również: opiekuńcza w stosunku do synka. Inteligentna i kreatywna. I – mimo kolejnych kłód, które spadają jej pod nogi – wciąż walczy o lepszy los dla siebie i Pio. Ki nie jest jednak kolejną ofiarą patriarchatu, miotającą się w świecie męsko-damskich antagonizmów. Choć mężczyźni, którzy ją otaczają, są z nią wyraźnie skontrastowani. Ki jest aktywna, ekstrawertyczna, kreatywna, zdeterminowana. Oni – pasywni, tchórzliwi, pozbawieni zasad (szef Ki czy kierownik ośrodka pomocy społecznej). Jedyną interesującą personą w tej męskiej galerii wydaje się Miko (czyli Mikołaj), jeden z trojga współlokatorów we wspólnym mieszkaniu, ale i on nie potrafi w pełni zaakceptować tak różnej od siebie dziewczyny. Reżyser nie posługuje się jednak czarno-białym szablonem: krytycznie przygląda się współczesnym mężczyznom, ale nie gloryfikuje kobiet. Przyjaciółki Ki sprawdzają się głównie w czasie imprez, matka (świetna Dorota Pomykała!), choć próbuje pomóc córce, nie rozumie jej, więc nie umie znaleźć innego rozwiązania jak wręczenie pieniędzy „na pieluchy”. Kierująca galerią Miriam po prostu lekceważy artystyczne koncepty Ki. W filmie Dawida nie ma ani solidarności rodzinnej, ani płciowej, brakuje prawdziwych wzorów, autorytetów (Ki nie znała swojego ojca). Osobną rolę odgrywa tu przestrzeń. Zdjęcia, mające niekiedy charakter kręconego naprędce reportażu, świetnie oddają dynamikę narracji. W kadrach Łukasza Gutta (autora zdjęć m.in. do „Na północ od Kalabrii”, debiutującego w pełnometrażowej fabule) kilkupokojowe mieszkanie w starej kamienicy zamienia się w ciasną, klaustrofobiczną przestrzeń, niemal osaczającą bohaterów. Wnętrza są zagracone i wypełnione elementami, które podkreślają tymczasowość sytuacji (pudła Ki w przedpokoju, walizki). Ten chaos udaje się uporządkować tylko na chwilę – gdy przychodzi kuratorka, by sprawdzić, czy Ki jest „dobrą matką”. Na chwilę Ki i Miko stają się szczęśliwą, wspierającą się parą, wspólnie wychowującą małego Pio. To jednak tylko umówiona gra, w niczym nie przypominająca ich prawdziwego życia, w którym dominują chaos i niepewność. Te cechy charakteryzują nie tylko życie bohaterów, ale i naszą współczesność. Idąc tym tropem interpretacyjnym, „Ki” to nie tylko opowieść o młodej kobiece zagubionej w chaosie „tu i teraz”, ale również o kobietach i mężczyznach, młodych i dojrzałych – nie umiejących odnaleźć się ani w rolach społecznych, ani w sytuacjach, wobec których stawia ich dynamicznie zmieniająca się rzeczywistość. Co to znaczy być „dobrą matką”? Jaką funkcję w życiu dziecka pełni męski wzorzec, czyli ojciec? Jak dziś definiujemy przyjaźń, miłość, lojalność? Czy bezrobocie i pauperyzacja życia deprecjonują człowieka do tego stopnia, że każą mu zapomnieć o godności?
Ki desperacko walczy przede wszystkim o szacunek dla własnej osoby, starając się nadać swojemu życiu głębszy sens. I nawet jeśli jej artystyczne próby uznamy za nieco nieporadne, to są one szczere. Ból, lęk, upokorzenie, które manifestuje w swoim „artystycznym projekcie”, to jej rozpaczliwy krzyk do całego świata: „jestem! czuję! spójrzcie na mnie!”. Ale czy we wrzawie współczesności ktoś usłyszy ten krzyk? Ki Reżyseria Leszek Dawid. Scenariusz Paweł Ferdek i Leszek Dawid. Zdjęcia Łukasz Gutt. Scenografia Ewa Skoczkowska. Kostiumy Dorota Roqueplo. Wykonawcy Roma Gąsiorowska (Ki), Kamil Malecki (Pio), Adam Woronowicz (Miko), Krzysztof Ogłoza (Anto), Sylwia Juszczak (Dor), Agnieszka Suchora (Go), Krzysztof Globisz (Marian), Dorota Pomykała (matka Ki), Agata Kulesza (szefowa galerii). Produkcja Skorpion Arte, Polska 2011. Dystrybucja Best Film. Czas 98 min Iwona Cegiełkówna, Ki, „Kino" 2011, nr 9, s. 77 © Fundacja KINO 2011 |