AMADOR ANDRZEJ KOŁODYŃSKI Nie, to nie tytułowy Amador, przykuty do łóżka umierający starzec, jest bohaterem filmu. Dominuje milcząca obecność Marceli – peruwiańskiej aktorki Magaly Solier, której trudno nie pamiętać z filmów „Madeinusa” i „Gorzkie mleko”. Ma twarz prawie bez mimiki, choć chwilami rysuje się na niej cień uśmiechu, porusza się powoli, odzywa rzadko. Spojrzenie jej pięknych brązowych oczu nie wyraża emocji, jest za to niezmiennie intensywne. Wydaje się, że widzi więcej, jakby inaczej, nie zdradza jednak uczuć. Jest w tym filmie emigrantką, żyjącą w Hiszpanii w nędzy, może jednak lepiej niż w Peru. Można się więc zastanawiać, czy tego rodzaju wycofanie jest instynktowną samoobroną w obcych warunkach, czy też cechą plemienną przeniesioną do obcego środowiska. Zresztą niewiele się o niej dowiadujemy. Związana ze sprzedawcą kwiatów, który swój towar zdobywa brawurową kradzieżą z transportów, na początku filmu pokazana zostaje w akcie ucieczki, właściwie instynktownej, skoro nie wiadomo, gdzie chciałaby znaleźć dla siebie inne miejsce. Ale wraca, kiedy przekonuje się, że jest w ciąży. Jej partner nie dowie się ani o zamiarze ucieczki, ani o ciąży. Zresztą zajęty jest bez reszty swoim biznesem.
Sprzedaż kwiatów to, wbrew pozorom, zajęcie trwałe. Kwiaty w naszej kulturze są przecież nieodzownym elementem życia społecznego, potrzebne przy narodzinach dziecka, przy ślubie, przy pogrzebie. Towarzyszą miłości. Zapotrzebowanie na kwiaty nie przemija. Nelson (Pietro Sibille) organizuje więc pracowicie i z ufnością swój mały interes, ale ma kłopoty nie tylko ze zdobywaniem towaru, ale i z jego przechowywaniem. Kwiaty mają różne okresy trwałości. Róże na przykład można utrzymać w dobrym stanie przez dziesięć dni, trzeba tylko kupić nową lodówkę. I dlatego Marcela, aby pomóc Nelsonowi, przyjmuje pracę opiekunki chorego starszego mężczyzny. Jej zaliczka staje się zaliczką pozwalającą zakupić lodówkę. Reszta wypłaty będzie po miesiącu. Tylko że starszy pan umiera wcześniej. Spokojnie, we śnie. Autorem filmu jest 43-letni Fernando Leon de Aranoa, który dał się już poznać jako wnikliwy obserwator współczesnych problemów. Oglądaliśmy jego filmy – „Księżniczki” o prostytutkach i „Poniedziałki w słońcu” o bezrobotnych stoczniowcach. Aranoa uprawia kino bliskie minimalizmowi, unika dramatycznych efektów, zatrzymuje spojrzenie na człowieku. To są kameralne, wyciszone opowieści, w których jest niewiele akcji i które jakby mimochodem zwracają uwagę na konflikty skryte w codzienności. Konieczny jest nieustanny wysiłek przystosowania się, bo tylko to umożliwia przeżycie. Z tego wynika swoista filozofia tych filmów, pragmatyczna, pozbawiona wartościowania. Marcela nie zawiadamia swoich pracodawców o śmierci Amadora, bo chce dostać należne jej pieniądze. Te pieniądze konieczne są do spłacenia lodówki. Nie mówiąc o perspektywie narodzin dziecka. Marcela jest naiwnie religijna i okazuje się, że cierpi, ale tylko z powodu przekonania, że zatrzymała duszę starszego pana w drodze do Boga. I nie pozostaje bez duchowej pomocy. W pobliskim kościele jest ksiądz pełen dobrej woli, który pociesza, chociaż nie zna sytuacji. Pocieszenie wystarczy. Pomoc pojawia się też przy rozwiązaniu praktycznego problemu ze zwłokami. Przecież to gorący klimat hiszpański, w dodatku temperatura rośnie. Otóż starszego pana odwiedzała regularnie prostytutka, zresztą nie pierwszej młodości, na tyle doświadczona, że nic już nie zdoła jej zaskoczyć. Ponieważ zaprzyjaźniła się z Marcelą, wzywa do pomocy jednego ze swych klientów, trudniącego się balsamowaniem zwłok…
Pozostawmy na boku kwestię prawdopodobieństwa. Nie o to przecież chodzi. Aranoa buduje przypowiastkę w klimacie czarnej komedii. Świadomie wyciszoną. Czarna komedia nie musi wywoływać śmiechu, wystarczy odczucie zawartego w fabule paradoksu. W tym filmie paradoksalna kulminacja następuje w finale, z chwilą pojawienia się rodziny. I nie ma potrzeby zdradzać fabularnego rozwiązania, wystarczy uświadomić sobie sytuację. Bo rodzina też nie jest bogata i popadła właśnie, z powodu budowy domu, w świeże kłopoty finansowe, w których bardzo by się przydała renta starszego pana… Twórca filmu powiada – nieco cynicznie, ale nie ośmieliłbym się uczynić z tego zarzutu: życie nie potrzebuje katastrof. Potrzebuje kompromisów, żeby katastrof unikać. Kompromisy muszą być rozsądne i praktyczne. Moralność nie ma tu nic do rzeczy. Amador Reżyseria i scenariusz Fernando Leon De Aranoa. Zdjęcia Ramiro Civita. Muzyka Lucio Godoy. Wykonawcy Magaly Solier (Marcela), Pietro Sibille (Nelson), Sonia Almarcha (Yolanda), Celso Bugallo (Amador), Fanny De Castro (Puri), Manolo Solo (Cura), Priscilla Delgado, Juan Alberto de Burgos. Produkcja Reposado Producciones, Mediapro. Hiszpania 2010. Dystrybucja Vivarto. Czas 112 min Andrzej Kołodyński, Amador, „Kino" 2012, nr 1, s. 81 © Fundacja KINO 2012 |