PEWNEGO RAZU W ANATOLII TOMASZ JOPKIEWICZ„Staraliśmy się być maksymalnie realistyczni” – ta i podobne frazy powracały często w wywiadach, jakich Bilge Ceylan udzielał po premierze filmu. Traktowano je z pewnym niedowierzaniem, wielu prowadzących rozmowy z twórcą starało mu się zasugerować inne, bardziej, ich zdaniem, adekwatne i wyrafinowane odpowiedzi, odnajdując w filmie bogactwo literackich i filmowych aluzji, tropy wiodące w różne, czasem zaskakujące kierunki. Reżyser, owszem, przyznawał, że część dialogów zaczerpnął z utworów Antoniego Czechowa. Pojawiały się i inne wielkie nazwiska: Dostojewski, Antonioni, Tarkowski. Ale Ceylan uparcie powtarzał też mantrę o realizmie i podkreślał, że klimat filmu i po części fabuła zostały oparte w znacznej mierze na osobistych przeżyciach współscenarzysty, a także wspomnieniach samego Ceylana, którego ojciec był, według jego słów, „prowincjonalnym biurokratą”, podobnym do sportretowanych w filmie. Najbardziej dziś znany i ceniony na świecie turecki filmowiec często uznawany jest za piewcę wielkomiejskiej alienacji, kontynuatora tradycji kina Michelangela Antonioniego, który opowiada o egzystencjalnym absurdzie i zatrważającej nietrwałości uczuć. „Pewnego razu w Anatolii” ujawnia cechy kina Ceylana, które bywały przez komentatorów uważane za drugorzędne, czasem nawet lekceważone. Pierwsza część to długie nocne poszukiwanie ciała ofiary morderstwa, którego miejsca pochówku oskarżony o to zabójstwo nie potrafi wskazać, twierdząc, że był pijany. Ekipa policyjno-urzędnicza krąży po okolicy, poznajemy jej członków poprzez na pozór banalne rozmowy, ale i uważną obserwację ich twarzy i zachowań – komendanta policji, lekarza i przybyłego z Ankary prokuratora. Biorą oni udział w procedurze ustalania prawdy, która jest celem samym w sobie i być może prawdę tylko zaciemnia. Ten film często był traktowany jako rozważanie na temat natury poznania prowadzące do pesymistycznych, a na pewno sceptycznych wniosków. Wątpliwości mnożą się – czy oskarżony był zabójcą, być może zabił jego brat, czego śledczy nie biorą nawet pod uwagę. Czy motyw zabójstwa, jaki podaje podejrzany, był prawdziwy? Wiele wskazuje na to, że tak. Ale pewności brak.
To nocne błądzenie wśród rozświetlanych reflektorami wzgórz, we wspaniale fotografowanym zwyczajnym a zarazem tajemniczym krajobrazie oczywiście prowokuje metaforyczne odczytania. Anatolia staje się całym światem, groźnym, zagadkowym i fascynującym, światem pogrążonym w mroku, który ludzie nieudolnie i na swą miarę usiłują rozpraszać. Trudno im się zresztą uporać z tym zadaniem, ponieważ każdy jest zaabsorbowany własnymi cierpieniami, zaniechaniami i obsesjami. Poznajemy je stopniowo. Prawdopodobny zabójca, Kenan, staje się dla naczelnika policji, lekarza i prokuratora, zwierciadłem, które przypomina im o ciężarze zła, które uczynili, choć ich nikt za to nie ściga. Policjant ma ciężko chorego syna, jego zniecierpliwienie, potem złość, także wobec podejrzanego mają właśnie w tym fakcie główne źródło. A jednak to jego właśnie przyszły skazaniec prosi o ważną przysługę, uznając go za „dobrego człowieka”. Prokurator ma nieczyste sumienie, co pokrywa nawykowym uśmiechem energicznego urzędnika. Tej nocy szuka zrozumienia, odkupienia, a może i moralnego wyroku, zdradzając doktorowi stopniowo coraz więcej szczegółów historii, która „przydarzyła się przyjacielowi”. Wreszcie doktor – stracił kobietę, którą kochał, stracił pewnie dlatego, że nie chciał mieć z nią dzieci. Nie może tej straty przeboleć. Tak więc procedura polegająca na poszukiwaniu materialnych dowodów winy i próbie wymierzenia sprawiedliwości niepostrzeżenie zaczyna dotyczyć wszystkich najważniejszych bohaterów filmu. Sceną kluczową wydaje się wizyta w wiosce. U miejscowego zarządcy ekipa poszukiwawcza spożywa posiłek. Gospodarz wydaje się skorumpowany, w pewnym momencie gaśnie światło, może na skutek nieustannego wichru, może też na skutek jego zaniedbań. Pojawia się córka gospodarza z lampą naftową. Mężczyźni są zahipnotyzowani jej zjawiskową urodą. I w tym właśnie momencie, gdy czas zwalnia, wydają się podejmować zasadnicze decyzje, które zaważą na dalszych wydarzeniach. Kim jest owa Cemile? Wysłanniczką z innego wymiaru, wcieleniem piękna, którego w ludzkim świecie wydaje się tak bardzo nie dostawać, czy może przede wszystkim symbolem żywiołu kobiecości? Kwestia ta nie zostanie rozstrzygnięta. A wkrótce, wraz z chłodnym świtem, zacznie się druga, pozornie odmienna stylistycznie część filmu. Po przyjeździe do miasta z odnalezionym w końcu ciałem ofiary Kenan trafia do aresztu, ciało zostaje rozpoznane (tak się przynajmniej wydaje), wreszcie odbywa się sekcja zwłok, która ujawnia pewien kłopotliwy fakt. Ta druga część pokazuje dość dobitnie intencje twórcy. Otóż procedura śledcza być może nie jest aż tak absurdalna. A może raczej – jest absurdalna, ale zarazem jest koniecznością. Im bliżej finału, tym mocniej ujawnia się wspomniany wpływ Czechowa. To właśnie doktor okazuje się, choć pewnie wcale tego nie pragnie, moralnym centrum przedstawionego świata. To on – pomimo sprzecznych danych i niewiedzy – podejmuje trud pełnienia roli nieformalnego sędziego i okazuje się do tego niewdzięcznego zadania nadspodziewanie dobrze przygotowany. Wobec prokuratora nie wykazuje pobłażania. Wyraża opinię, która być może zmieni ciężar wyroku. Podobne decyzje podejmuje w stosunku do innych. W imię czego, z czyjego nadania? Na usta ciśnie się staroświeckie i niezbyt modne słowo: humanizm. Humanizm heroiczny, w pełni świadomy swych ograniczeń i możliwych – także tragicznych – błędów. Świat to miejsce pełne cierpienia i niesprawiedliwości. Musi być jakoś urządzony, ktoś musi wziąć na siebie winy i trudne moralne decyzje świadomie, nadać poczynaniom ludzkim minimum sensu i ładu. Dlaczego czyni to właśnie doktor? Może dlatego, że to właśnie on z największym zachwytem wpatrywał się w Cemile. I to jemu ukazały się w świetle błyskawicy rzeźby o – chyba sakralnym – charakterze. A może po prostu z racji uprawianego zawodu przyjmowanie odpowiedzialności to nawyk, którego trudno mu się pozbyć. Tak czy inaczej bez takich nawyków świat byłby jeszcze trudniejszy do zniesienia. Dążenie do ustalenia prawdy może okazać się często w wielkim stopniu daremne, jest jednak konieczne. Niezbędne i sensowne było więc zarówno uparte poszukiwanie zwłok, jak i końcowe decyzje doktora. Zagrożeniu chaosem i absurdem należy się przeciwstawiać. I wielu ludzi czyni to na co dzień – choć w sposób ułomny i niepełny. W tym, być może, sensie Ceylan uważa się za twórcę „kina realistycznego”. Bo chce patrzeć na świat bez złudzeń, jednocześnie z przerażeniem i zachwytem. Na policzku doktora pozostaje krwawy ślad. On go nie ściera. Podjął ważne decyzje, może błędne, może będzie musiał za nie kiedyś zapłacić. Ta kropla krwi świadczy o ich wadze.
Oczywiście można traktować Ceylana przede wszystkim jako wizjonera, twórcę z wielkim talentem rzeźbiącego obraz światłem, poszukiwacza piękna, traktującego literackie aluzje jako przydatny konstrukcyjny szkielet, który mają wypełnić trudne do zapomnienia obrazy. Byłby to chyba jednak poważny błąd. Bir zamanlar Anadolu’da Reżyseria Nuri Bilge Ceylan. Scenariusz Nuri Bilge Ceylan, Ebru Ceylan, Ercan Cesal. Zdjęcia Gökhan Tiryaki. Wykonawcy Muhammet Uzuner (doktor Cemal), Yilmaz Erdogan (naczelnik policji Naci), Taner Birsel (prokurator Nusret), Ahmet Mümtaz Taylan (Arab Ali), Firat Tanis (Kenan), Ercan Kesal (Muktar), Eror Erarslan (Yasar). Produkcja Zeynofilm, Production 2006, 1000 Volt, Turkish Radio & Television, Imaj, Fida Film, NBC Film. Turcja – Bośnia i Hercegowina 2011. Dystrybucja Stowarzyszenie Nowe Horyzonty. Czas 157 min Tomasz Jopkiewicz, Pewnego razu w Anatolii, „Kino" 2012, nr 3, s. 69-70 © Fundacja KINO 2012 |