HAPPY, HAPPY KRZYSZTOF WITALEWSKI Laureatka głównej nagrody międzynarodowej na ubiegłorocznym Sundance, Anne Sewitsky, przenosi nas w swoim debiutanckim filmie na północ Norwegii. Tam, na zasypanym śniegiem pustkowiu, mieszka Kaja z mężem Eirikiem i dziesięcioletnim synem, Theodorem. Odcięta od świata rodzina wiedzie samotne życie aż do dnia, kiedy do sąsiedniego domu wprowadzają się nowi lokatorzy – duńskie małżeństwo z adoptowanym dzieckiem z Etiopii. Gdy Kaja z entuzjazmem pokazuje dom nowym sąsiadom zapraszając ich na kolację, nie spodziewa się jeszcze, jak wielkie zamieszanie spowoduje to w jej życiu. Film „Happy, happy” jest bowiem przede wszystkim historią konfrontacji dwóch światów i dwóch systemów wartości.
Kaja jest uczciwą, nieco naiwną i pogodną chrześcijanką, która niecierpliwie wyczekuje kolejnych świąt Bożego Narodzenia. Najważniejsza jest dla niej rodzina i chętnie otoczyłaby się całą gromadką dzieci. Jej męża poznajemy jako zamkniętego w sobie, konserwatywnego miłośnika polowań i sportów walki. Elisabeth i Sigve reprezentują za to wielkomiejską mentalność i nowoczesny styl życia. Zaglądanie do sąsiadów przez okno jest dla nich dziwaczne i niezrozumiałe. Za to adopcja dziecka (choćby z Afryki) jest czymś zupełnie naturalnym i oczywistym, podobnie jak odrobina marihuany na rozluźnienie. Przeprowadzając się na prowincję, nie chcą rezygnować ze swojego trybu życia i artystycznych zainteresowań, a kiedy już przełamią się, by spędzić wieczór na wspólnej rozrywce z sąsiadami, Sigve bez obaw zaproponuje quiz, w którym nie zabraknie osobistych pytań. To spotkanie nie tylko otworzy bohaterom oczy na nową dla nich kulturę, ale także pozwoli spojrzeć ze świeżej perspektywy na własne życie. Obustronne otwarcie się na świat rzuci nowe światło na stare problemy, wyciągnie z mroku skrywane pragnienia i zaowocuje wieloma niespodziewanymi rozwiązaniami. W „Happy, happy” (wierniejsze tłumaczenie oryginalnego tytułu, oznaczającego dosłownie „szalenie szczęśliwi”, nieco lepiej oddawałoby jego ironię) nie brakuje osobistych dramatów, rozczarowań i trudnych wyborów. Pojawiają się też wątki mocno niepokojące, jak przywoływany w dziecięcych zabawach motyw niewolnictwa i dyskryminacji rasowej. Przeciwwagą dla tych mrocznych stron filmu jest ciepły, lekki ton, jakim opowiedziana jest cała historia i liczne elementy humorystyczne. Znakomite wyważenie pomiędzy komedią a dramatem, na miarę dokonań Woody’ego Allena, jest największym atutem debiutu Anne Sewitsky. Na pochwałę zasługują też rzadko stosowane w kinie gatunkowym rozwiązania, które odświeżają jego skostniałą formułę – jak choćby pojawiające się od czasu do czasu wstawki z występami męskiego kwartetu wokalnego, niczym antyczny chór komentującego rozwój wypadków. W ciekawie prowadzonej narracji nie brakuje zwrotów akcji, które skutecznie przykuwają uwagę widza. Chociaż rozwój fabuły bywa przewidywalny, stopniowo odsłaniane tajemnice kolejnych bohaterów nie pozwalają się nudzić. Wśród aktorów szczególnie wyróżnia się odtwórczyni roli Kai, Agnes Kittelsen. Aktorka, która poza „Happy, happy” grała prawie wyłącznie w norweskich produkcjach telewizyjnych, tutaj stworzyła znakomitą, pełną autentyzmu kreację, która naprawdę zapada w pamięć. Niewiele ustępuje jej Henrik Rafaelsen jako Sigve. Choć to dość skromny film, jest jednak jedną z ciekawszych propozycji skandynawskiej kinematografii. Warto zauważyć go w wiosennym repertuarze kin, zdominowanym przez oscarowych kandydatów.
Sykt lykkelig Reżyseria Anne Sewitsky. Scenariusz Mette M. Bolstad, Ragnhild Tronvoll. Zdjęcia Anna Myking. Muzyka Stein Berge Svendsen. Wykonawcy Agnes Kittelsen (Kaja), Henrik Rafaelsen (Sigve), Joachim Rafaelsen (Eirik), Maibritt Saerens (Elisabeth), Oskar Hernas Brandso (Theodor), Ram Shihab Ebedy (Noa). Produkcja Maipo Film. Norwegia 2010. Dystrybucja Vivarto. Czas 85 min Krzysztof Witalewski, Happy, happy, „Kino" 2012, nr 3, s. 73 © Fundacja KINO 2012 |