HANNAH ARENDT MAŁGORZATA SADOWSKANowa produkcja von Trotty opowiada o jednym z kluczowych momentów w biografii wielkiej myślicielki XX wieku, szkoda tylko, że czyni to tak „po bożemu”, tak ilustracyjnie, tak anachronicznie, bez wiary w moc języka filmowego. Taka „Arendt dla początkujących”, dobra jako pomoc dydaktyczna, ale zarazem nieco kostyczna, sucha, nie dorównująca własnej bohaterce ani odwagą, ani nonkonformizmem, ani stylem (co nie zmienia faktu, że film znalazł się na 6. miejscu listy ulubionych tytułów 2013 roku, sporządzonej przez Johna Watersa). Tym, co tchnie życie w „Hannah Arendt”, jest bez wątpienia Barbara Sukowa, obdarzająca swoją bohaterkę charyzmą, witalnością, energią; tym rodzajem twórczego niepokoju, który czyni szalenie intensywną już samą jej obecność na ekranie. Sukowa nic nie musi robić – wystarczy, że leży na kanapie z papierosem w palcach. Zresztą Arendt paliła pięknie i namiętnie, i nie zdziwiłabym się, gdyby palenie w równym stopniu pomagało jej klarować myśl jak pisanie.
W Barbarze Sukowej odnalazła von Trotta doskonałe medium dla „kobiety publicznej”: nonkonformistki, aktywistki, osoby głęboko zaangażowanej w sprawy i idee, gotowej za swoje przekonania zapłacić wysoką cenę. Rozgorączkowana jako Róża Luksemburg; fanatycznie oddana sprawie jako Marianne z „Czasu ołowiu” (pierwowzorem tej postaci była Gudrun Ensslin), Sukowa w obrazach von Trotty stała się kimś w rodzaju modelowej emancypantki. Choć w centrum zainteresowania bohaterek nigdy nie jest sprawa kobieca, służą jej niejako „przy okazji”, wykraczając poza role przypisane płci, działając na zarezerwowanych dla mężczyzn terytoriach, wyprzedzając swój czas. W jednym z wywiadów dla niemieckiej telewizji zapytano Arendt o wpływ, jaki wywarły jej teksty. „Gdybym miała być ironiczna, rzekłabym, że to męski problem – odpowiedziała. – Mężczyźni zawsze chcą być wpływowi”. Nią samą kierowała inna potrzeba: zrozumienia („Muszę zrozumieć” – mówiła o swojej najważniejszej motywacji) i to właśnie sprawiło, że Arendt zainteresowała się procesem Adolfa Eichmanna, zbrodniarza nazistowskiego odpowiedzialnego za „ostateczne rozwiązanie”. Film von Trotty koncentruje się wokół pracy filozofki nad serią artykułów dla „The New Yorkera”, zebranych później w książce „Eichmann w Jerozolimie. Rzecz o banalności zła”. W kilku pierwszych scenach reżyserka szkicuje portret bohaterki: dowcipnej („Jesteśmy dzicy, bo nie poślubiamy wszystkich naszych kochanków?” – żartuje na temat berlińczyków z amerykańską koleżanką), nie dbającej o konwenanse (małżeństwu Arendt w niczym nie przeszkadza nie ukrywana więź męża z inną), towarzyskiej. Zawsze otacza ją krąg przyjaciół – Amerykanów i żydowskich intelektualistów, którzy, podobnie jak ona, uciekli przed nazizmem z Niemiec. Już wkrótce jednak Hannah Arendt przekona się, że – jak przestrzegał ją niegdyś Martin Heidegger, nauczyciel i kochanek – „Myślenie to samotne zajęcie”. Intelektualnie nieskorumpowana, bezwzględnie wierna sobie autorka napotka gwałtowny opór, także bliskich, gdy pisząc o procesie Eichmanna głosić zacznie niepopularne tezy. W człowieku, w którym inni chcą zobaczyć nazistowskiego diabła, ona dojrzy żałosnego gryzipiórka, biurokratę, który zgrzeszył brakiem samodzielnego myślenia. Wściekłość wzbudzą przytaczane przez nią opinie o żydowskich organizacjach kolaborujących z nazistami. Z obserwatorki procesu Arendt sama niepostrzeżenie zmienia się w podejrzaną i oskarżoną. „W wymiarze osobistym problem nie polegał na tym, co robili nasi wrogowie, ale na tym, co robili przyjaciele” – wspominała lata 30. w Niemczech w cytowanym już tu wywiadzie. Ona, która nigdy nie kochała żadnego państwa ani narodu, całą miłość oddając przyjaciołom, po publikacji artykułów o Eichmannie po raz drugi znalazła się w sytuacji, gdy wokół niej zrobiło się pusto. Von Trotta akcentuje niezłomność bohaterki, opuszczonej przez najbliższych, atakowanej przez intelektualistów, nowojorską ulicę, rząd Izraela, a nawet sąsiada posyłającego jej obraźliwy list. Jej wykład – kulminacyjny moment filmu – zamienia się w płomienną mowę obrończą. Owszem, wspaniałą, szkoda jednak, że von Trotta nie potrafiła obyć się na ekranie bez nadmiaru słów.
Autorka jest dziennikarką tygodnika „Newsweek” Hannah Arendt Reżyseria Margarethe von Trotta. Scenariusz Pam Katz, Margarethe von Trotta. Zdjęcia Caroline Champetier. Muzyka Andre Mergenthaler. Wykonawca Barbara Sukowa (Hannah Arendt), Janet McTeer (Mary McCarthy), Julia Jentsch (Lotte Kohler), Ulrich Noethen (Hans Jonas), Nicholas Woodeson (William Shawn), Klaus Pohl (Martin Heidegger). Produkcja Heimatfilm, Amour Fou Luxembourg, MACT Productions, Metro Communications. Niemcy – Luksemburg – Francja 2012. Dystrybucja Aurora Films. Czas 113 min Małgorzata Sadowska, Hannah Arendt, „Kino" 2014, nr 01, s. 82 © Fundacja KINO 2013 |