BARDZO POSZUKIWANY CZŁOWIEK MALWINA GROCHOWSKA
Przed rozpoczęciem akcji krótkim napisem twórcy wyjaśniają nam pobieżnie kontekst wydarzeń, które zaraz będziemy śledzić: atak na World Trade Center został w dużej mierze zaplanowany z Hamburga i dlatego od tamtego czasu miasto jest pod szczególnie wnikliwą obserwacją służb specjalnych. Następująca potem opowieść nie odwołuje się już bezpośrednio do zamachów z 2001 roku, ale jest osadzona głęboko we współczesnej terrorystycznej paranoi, którą tę zapoczątkowały. Cynicznie można powiedzieć, że film nie mógł lepiej trafić z datą premiery: rebelianci z odłamu Al-Kaidy w błyskawicznym tempie przejmują Irak, a my nagle zaczęliśmy pytać, z czyją pomocą doszli oni do tak potężnej pozycji i dlaczego nikt o tym wcześniej nie wiedział. „Bardzo poszukiwany człowiek” toczy się poza linią frontu; właśnie tam, gdzie dokonuje się milionowych przelewów na konta organizacji wspierających terrorystów i gdzie kontrwywiad stara się takie działania powstrzymać – czasem przy przerażających skutkach ubocznych.
Te ostatnie stanowią główny temat filmu opartego na powieści Johna le Carré. Günther Bachmann (Philip Seymour Hoffman) to człowiek, który chce łeb urwać hydrze: w ramach swojej niewielkiej komórki szpiegowskiej stara się udowodnić powiązania pomiędzy szanowanym działaczem islamskim a terrorystami z Bliskiego Wschodu. Równocześnie jego ekipa śledzi pół-Rosjanina, pół-Czeczena (Grigorij Dobrygin z „Jak spędziłem koniec lata”), który przedostał się nielegalnie do Niemiec i planuje odzyskać wielkie pieniądze pozostawione mu w banku przez ojca-oligarchę. To wystarcza, żeby znalazł się na celowniku Bachmanna i spółki. Po stronie podejrzanego staje działająca społecznie młoda prawniczka (Rachel McAdams). W ten krajobraz wkraczają jeszcze przełożeni Bachmanna, którzy niekoniecznie mają zbieżne z nim cele, oraz CIA w uwodzicielskiej postaci Robin Wright. Jeśli będziemy oglądać ten film ze świadomością konwencji kina szpiegowskiego, łatwo przypiszemy bohaterom role po dwóch stronach barykady. Lecz w „Bardzo poszukiwanym…” nie ma jednoznacznie dobrych i złych. Są ludzie, którzy zostali postawieni w trudnej sytuacji. Film nie dochodzi ich intencji, za to pokazuje, że nawet przy najlepszych, rezultat akcji antyterrorystycznej i tak może być opłakany. Równie godne pochwały jest, że twórcy nie ideologizują i nie starają się przekonać nas do racji którejś ze stron. Pozostawiają miejsce na domysły. Stawka, o jaką toczy się tu gra, jest najwyższa – i nie chodzi wcale o ocalenie świata, jak pewnie widziałby to jakiś amerykański reżyser, ale o zachowanie etyki. Corbijn już w „Amerykaninie” udowodnił, że potrafi budować dramat bez spektakularnych atrakcji – dramat oparty raczej na obrazie niż dialogu. W porównaniu z poprzednim filmem reżysera, tutaj toczy się bardzo dużo rozmów, jednak akcji wciąż jest niewiele, przynajmniej jak na historię szpiegowską. Jednocześnie to mniej książkowa i pogmatwana opowieść niż poprzednia adaptacja prozy le Carrégo, czyli „Szpieg” wyreżyserowany przez Tomasa Alfredsona. Corbijn chyba z premedytacją zahacza chwilami o klisze. Gdy każe parze szpiegów udawać kochanków albo dostarczać szefowi sztampowe doniesienia, trudno uniknąć wrażenia, że autor jedynie bawi się w gatunek szpiegowski. Może dlatego w niektórych momentach cała narracja wydaje się jedynie niechlujnie naszkicowana. Ale każdy pretekst fabularny jest dobry, by zobaczyć razem na ekranie taką obsadę jak w „Bardzo poszukiwanym człowieku”. Rewelacyjne sceny mają tu i Wright, i Willem Dafoe, i przenikająca rozmówców wzrokiem Nina Hoss. Kluczową rolę pełni Dobrygin: szpiedzy nie są pewni, czy jego bohater jest niewinną ofiarą, czy groźnym terrorystą. I aktor w każdej sekundzie oscyluje pomiędzy tymi dwoma skrajnościami, subtelnie potrafi nam przekazać, że mógłby być i jednym, i drugim. Jeśli tylko przestaniemy się zastanawiać, dlaczego Niemcy mieliby rozmawiać ze sobą po angielsku z niemieckim akcentem, również role młodych szpiegów – współpracowników Bachmanna wypadną przyzwoicie. Ale nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, że to grający Bachmanna Hoffman emanuje na ekranie najbardziej hipnotyczną siłą. Czyni swojego bohatera niezwykle zwyczajnym a jednocześnie silnym. Jest tak ludzki, bliski, że bardzo trudno uświadomić sobie podczas seansu, iż była to ostatnia ukończona rola filmowa aktora. Buduje fantastyczny kontrast: pomiędzy tym, co bohaterskie, a co efekciarskie, co wynika z potrzeby serca, a co z konformizmu. W ostatniej scenie doprowadza ten kontrast do zenitu: w kamizelce taksówkarza ten facet w średnim wieku, o niezbyt atrakcyjnej aparycji i skrzywionej minie planuje w skupieniu kulminacyjne posunięcie swojego wyrafinowanego planu. W tej scenie nie pada ani jeden strzał, nie leje się krew. Mimo to mrozi krew w żyłach. Corbijnowi należą się duże słowa uznania za to, że dał znakomitemu aktorowi szansę wygrać wielki dramat szeptem.
A Most Wanted Man Reżyseria Anton Corbijn. Scenariusz Andrew Bovell na podstawie powieści Johna Le Carré. Zdjęcia Benoît Delhomme. Muzyka Herbert Grönemeyer. Wykonawcy Philip Seymour Hoffman (Günther Bachmann), Rachel McAdams (Annabel Richter), Robin Wright (Martha Sullivan), Daniel Bruhl (Max), Willem Dafoe (Tommy Brue), Nina Hoss (Erna Frey), Grigorij Dobrygin (Issa Karpow). Produkcja The Ink Factory, Potboiler Productions, Amusement Park Films, Demarest Films, Film4, Senator Film Produktion, Senator Film. Wlk. Brytania, USA, Niemcy 2013. Dystrybucja Forum Film. Czas 121 min Malwina Grochowska, Bardzo poszukiwany człowiek, „Kino" 2014, nr 07-08. s. 102 © Fundacja KINO 2014 POLECAMY: esej Anny Bielak o Philipie Seymourze Hoffmanie w papierowym wydaniu KINA 7-8/14 |