DZIEWCZYNY PIOTR CZERKAWSKI
Stuart Murdoch, reżyser filmu „Dziewczyny” i lider kultowej grupy Belle & Sebastian, przyznaje się do słabości na punkcie pewnej sceny z filmu „Przeboje i podboje” Stephena Frearsa. Chodzi o moment, w którym dwaj pracownicy sklepu muzycznego zasłuchują się w balladzie „Seymour Stein”. Nagle ich spokój mąci jednak natarczywy znajomy, grany przez Jacka Blacka. Muzyczny barbarzyńca wymusza na kolegach zmianę piosenki i zaczyna podrygiwać w rytm tandetnego dyskotekowego przeboju. Z taką reakcją otoczenia choćby raz w życiu zetknął się chyba każdy fan Belle & Sebastian. Na podobne zdziwienie konsumentów filmowej papki będą musieli przygotować się także wielbiciele „Dziewczyn”. Debiut reżyserski Murdocha opiera się na konceptualnym albumie pod tym samym tytułem wydanym w 2009 roku. Zarówno tamta płyta, jak i powstały cztery lata później film opowiadają o problemach wieku dojrzewania z wrażliwością, która wyraźnie odbiega od standardów wyznaczanych przez kulturę masową. Można zaryzykować stwierdzenie, że „Dziewczyny” są dla twórczości Belle & Sebastian tym, czym „True Stories” (1986) wyreżyserowane przez Davida Byrne’a były dla zespołu Talking Heads. Obaj reżyserzy w debiutanckich filmach znaleźli ekwiwalent swego muzycznego stylu. Niczym najlepsze piosenki zespołu Murdocha, „Dziewczyny” są jednocześnie liryczne i zabawne, erudycyjne i pełne świeżości, kameralne i emanujące wewnętrzną energią. Bijąca z filmu szczerość w dużej mierze wynika zapewne z odniesień do biografii reżysera. Młoda Eve – tak jak swego czasu Murdoch – odkrywa muzykę jako lekarstwo na dręczące ją neurozy. Dziewczyna traktuje swe problemy emocjonalne i wewnętrzne rozterki jako źródło inspiracji. Zamiast cierpieć z powodu kompleksów, oswaja je i na naszych oczach przemienia w dzieło sztuki. Gdy w tytułowej piosence umieszcza frazę „Preacher said a prayer for me. God help the girl, she needs all the help she can get”, możemy mieć nadzieję, że modły anonimowego kaznodziei zostaną wysłuchane.
Murdochowi opłaciło się ryzyko związane z sięgnięciem po formułę musicalu. Śpiewane przez bohaterów piosenki nie epatują sztucznością ani nie osuwają się w otchłań kiczu. Nie chodzi tylko o to, że muzyka została umiejętnie wpleciona w fabułę, która skupia się na perypetiach zespołu założonego przez Eve wraz z przyjaciółmi. Jeszcze ważniejsze wydaje się, że wykorzystane w filmie utwory znakomicie korespondują ze zmieniającą się atmosferą opowieści. Wspomniane już, nieco kokieteryjne „God Help the Girl”, pełne wdzięku „If You Could Speak”, czy błazeńskie „Perfection as a Hipster” brzmią jak hymny na cześć różnych odcieni młodości. Reżyser oddaje na ekranie towarzyszącą temu okresowi huśtawkę nastrojów i atmosferę emocjonalnej gorączki. Bohaterowie Murdocha mają w sobie odwagę snucia marzeń i siłę pozwalającą na przetrwanie rozczarowań. Z pierwszymi drgnieniami dojrzałych uczuć radzą sobie ujmująco nieporadnie. Brak doświadczenia nie zawsze skutkuje w ich wypadku nieśmiałością, czasem stanowi impuls dla zachowań pełnych zaskakującego wyrachowania. Murdoch daje jednak bohaterom prawo do błędów z nadzieją, że wyciągnięte z nich wnioski zaprocentują w przyszłości. Przy okazji reżyser potwierdza, wypracowaną w Belle & Sebastian, reputację mistrza aluzji muzycznych, literackich i filmowych. Dzięki temu dzieło Murdocha może przypominać „Spring Breakers” dla okularników, opowieść przefiltrowaną przez wyobraźnię bohaterów i oddziałujące na nich inspiracje kulturowe. Oczywiście, horyzonty wrażliwców z filmu „Dziewczyny” są znacznie szersze niż w wypadku nadpobudliwych bachorów sportretowanych przez Korine’a. Eve i spółka eksponują ten sam egocentryzm zmiękczany przez autoironiczny dystans, który prezentował bohater „Mojej łodzi podwodnej” Richarda Aoyade. Najwięcej wspólnego mają chyba jednak z zagubionymi ekscentrykami z filmów Wesa Andersona. Mieniący się wieloma kolorami, upstrzony fantazyjnymi detalami scenograficznymi świat „Dziewczyn” przypomina zresztą Nibylandię rodem z „Moonrise Kingdom”. Mądre korzystanie z inspiracji pozwoliło Murdochowi na wypracowanie autorskiej jakości. Trudno jednak oczekiwać, by „Dziewczyny” okazały się w kinie takim samym przełomem, jakim dla muzyki lat 90. była płyta Belle & Sebastian „Tigermilk”. Z drugiej strony sukces tamtego krążka – nagranego w amatorskich warunkach i rzekomo pozbawionego potencjału komercyjnego – udowodnił przecież, że dla Murdocha nie ma rzeczy niemożliwych.
God Help the Girl Scenariusz i reżyseria Stuart Murdoch. Zdjęcia Giles Nuttgens. Wykonawcy Emily Browning (Eve), Olly Alexander (James), Hannah Murray (Cassie), Pierre Boulanger (Anton), Cora Bisset (pani Browning). Produkcja Barry Mendel Productions, Hanway Films, Zephyr Films. Wlk. Brytania 2014. Dystrybucja Vue Movie. Czas 111 min Piotr Czerkawski, Dziewczyny, „Kino" 2014, nr 12, s. 84 © Fundacja KINO 2014 |