KEBAB I HOROSKOP JAKUB MAJMUREK
Wspólnota narodowa jest też podobno wspólnotą śmiechu, dowcipy nie przekładają się na języki obce, każdy naród najbardziej lubi bawić się na swoich własnych komediach – głoszą komunały. Jeśli są prawdziwe, to stopień mojego wynarodowienia jest większy niż zawsze myślałem – nic w ostatnich latach nie bawiło mnie mniej niż polskie komedie. Chyba że polskie kabarety. Te dwie formy rozrywki skutecznie – oddajmy im to – gromadzące miliony rodaków przed ekranami kin i telewizorów wydają mi się wyłącznie wyścigiem na dno nieśmiesznej żenady. O ile w latach dziewięćdziesiątych można było dostrzec pewien knajacki komiczny witalizm w pierwszych komediach Olafa Lubaszenki czy ślad dawnej formy w filmach Juliusza Machulskiego (u niego jeszcze nawet w „Superprodukcji” z 2002 roku), o tyle od pewnego czasu standardy rodzimej komedii zaczęły wyznaczać takie tytuły jak „Testosteron” czy „Nie kłam kochanie”, a określenie „polska komedia” zaczęło być dla mnie wyłącznie znakiem ostrzegawczym. Żywiłem przez moment nadzieję, że wraz z „Kac Wawą” formuła ta tak mocno wyrżnęła o dno, że w końcu musi się od niego odbić. Dotąd nic jednak nie wskazywało na takie odbicie. „Kebab i Horoskop”, debiut Grzegorza Jaroszuka, pokazany w zeszłym roku w Gdyni i Karlowych Warach, może być jego pierwszym znakiem. Jaroszuk oferuje w polskiej komedii zupełnie nową jakość: żadnej mizoginii, bulwarowej fabuły, farsowych chwytów czy min Tomasza Karolaka. Dominujący sposób podawania dowcipu w naszym kinie przypominał styl rubasznego wujaszka z wąsem, któremu na imieninach u cioci kolejny kieliszek zaczyna iść w czub, natomiast humor „Kebaba i Horoskopa” jest wyciszony, spokojny. Żart podaje się tutaj w skupieniu, ciszy, z kamienną twarzą, rzuca się go przez półprzymknięte usta. Puenty nie są wbijane nam do głowy młotkiem, często są zawieszone, niedopowiedziane, pozostawione domysłowi widza.
Humor filmu Jaroszuka jest też dość absurdalny, tak jak cała sytuacja wyjściowa fabuły. Sprzedawca kebabów (Bartłomiej Topa) pod wpływem lektury swojego horoskopu w gazecie rzuca robotę, której od dawna miał dość. Akurat ostatniego dnia jego pracy do lokalu przychodzi także wyrzucony z roboty dziennikarz (Piotr Żurawski) – autor brzemiennego w skutki dla Kebaba horoskopu, który – jak przyznaje – zmyślił, jak zresztą wszystkie inne. Ta dwójka potrzebuje teraz pilnie nowego zajęcia. Nie zastyga jednak w roszczeniowej postawie i dzielnie bierze sprawy w swoje ręce. Panowie wymyślają się na nowo, jako doradcy biznesowi. Nie mają do tego żadnych kwalifikacji? Jasne, że nie, ale jak wiemy postaci doradcy / trenera / terapeuty nie legitymizuje naprawdę nic innego poza nim samym i jego / jej zdolnością do wejścia w rolę „podmiotu założonej wiedzy”. Trzeba też, gdy występuje się w owej roli, znaleźć kogoś, kto rzeczywiście założy, że rzeczoną wiedzę posiadamy. Nasi bohaterowie znajdują takie osoby wśród personelu sklepu z dywanami. Interes nie idzie dobrze, grozi mu zamknięcie i wypadnięcie z rynku. Dywany się nie sprzedają, klientów brak. Właściciel i jego pracownicy gotowi są uwierzyć każdemu, kto sprzeda im receptę na to, jak odnieść sukces. Film Jaroszuka jest ciągiem luźnych skeczy przedstawiających szkolenie w sklepie i scenki z życia jego pracowników, stanowiących niezwykłą galerię osobowości. Wszystkie one są konsekwentnie skonstruowane i świetnie zagrane. Rewelacyjny jest zwłaszcza Tomasz Schuchardt w roli byłego kibica sportowego, który z rozpaczy nad klęskami polskiej reprezentacji piłkarskiej porzucił swoje ukochane niegdyś – ba! definiujące całą jego tożsamość – hobby. Świetną kreację tworzy także Piotr Żurawski, tytułowy Horoskop. Aktor ten w Gdyni błysnął również wyrazistą rolą w słabym poza tym „Arbitrze uwagi” i na pewno warto przyglądać mu się w najbliższych latach. Czyżby więc w końcu pierwsza od lat udana polska komedia? Niestety, nie mogę tego z pełnym przekonaniem napisać. Mam bowiem z „Kebabem i Horoskopem” dwa problemy. Pierwszy z jego strukturą. Nie przeszkadza mi luźny dramaturgicznie charakter filmu, dość epizodyczna struktura, brak wyrazistej puenty zamykającej całość. Wręcz przeciwnie, mogłyby to być zalety. Rozumiem też, że poziom wszystkich epizodów nie może być równy, że mogą trafić się też mniej śmieszne. Twórcom jednak nie starczyło energii, by utrzymać nasze zainteresowanie tym, co dzieje się na ekranie przez godzinę i niepełny kwadrans, jakie trwa film (co i tak nie jest długo, jak na pełny metraż). Zbyt szybko rozpoznajemy formułę, zbyt prędko staje się ona przewidywalna i męcząca. Pojawia się znużenie. W ciemno kupiłbym „Kebaba…” jako youtubową serię skeczy, w przypadku filmu kinowego mam spore wątpliwości. Druga wątpliwość dotyczy tego, że choć film dotyka mitów i marzeń naszego kapitalizmu („wymyśl się na nowo; odmień swoje życie; przejdź na swoje”), to jest w tym wszystkim szalenie, ale to naprawdę szalenie grzeczny. Nie jest to tylko wina Jaroszuka. Jako narodowi brakuje nam w ostatnich latach odwagi komicznej. Zdolności do idącego z samych trzewi bezczelnego, przewrotnego, cynicznego, szwejkowskiego śmiechu, zdolnego strącać z cokołów świętości i rzucać wyzwanie istniejącym hegemoniom. Odwrotnie, jeśli humor bywał u nas wulgarny, to tylko w służbie istniejących hegemonii – atakował kobiety, mniejszości, imigrantów itd.
Choć więc „Kebab i Horoskop” jest w polskiej komedii novum, którego nie sposób nie przyjąć z pewną życzliwością, to ja osobiście czekam na komedię, która z intelektualną precyzją Monty Pythona i wulgarnością „South Parku” odważy się uderzyć w symboliczne filary porządku po roku ’89: papieża-Polaka, biskupów, „dobrodziejów-pracodawców”, medialne autorytety, matki-Polki, powstańców warszawskich i żołnierzy wyklętych. Prawdziwa cnota przecież śmiechu się nie boi. Kebab i Horoskop Scenariusz i reżyseria Grzegorz Jaroszuk. Zdjęcia John Magnus Borge. Muzyka Wojciech Mazolewski. Wykonawcy Bartłomiej Topa („Kebab”), Piotr Żurawski („Horoskop”), Barbara Kurzaj (kasjerka), Tomasz Schuchardt (dawny kibic), Justyna Wasilewska (stażystka), Dorota Kolak (matka stażystki), Marek Kalita (miłość matki stażystki), Andrzej Zieliński (szef), Janusz Michałowski („Kortazar”). Produkcja Mental Disorder 4, Polska 2014. Dystrybucja Alter Ego Pictures. Czas 72 min Jakub Majmurek, Kebab i Horoskop, „Kino" 2015, nr 02, s. 66-67 © Fundacja KINO 2015 POLECAMY: wywiad z Grzegorzem Jaroszukiem w papierowym wydaniu „Kina” 9/14 |