WILKOŁACZE SNY JAGA KOLAWA
Od lat 90., kiedy to „Krzyk” i „Koszmar minionego lata” z powodzeniem straszyły widzów na całym świecie, horror został właściwie zdominowany przez nastoletnich bohaterów. Gigantyczna popularność wampirycznej sagi „Zmierzch” ugruntowała ten trend w gatunku, który wciąż ewoluuje i zaskakuje, między innymi dzięki takim niebanalnym produkcjom jak „Wilkołacze sny”. Debiut reżyserski Jonasa Alexendera Arnby’ego odbiega od klasycznych filmów o potworach, wykorzystuje bowiem motyw wilkołactwa do stworzenia bardziej dramatu społecznego niż filmu grozy. Może być odczytywany na wielu poziomach, zostawiając widzom duże pole do interpretacji.
Marie, główną bohaterkę „Wilkołaczych snów”, poznajemy w trakcie wizyty u lekarza. Dziewiętnastolatka jest zaniepokojona zmianami skórnymi na swojej klatce piersiowej. To tylko jeden z problemów, z którymi musi się borykać. W domu czeka przykuta do wózka inwalidzkiego matka i nadopiekuńczy ojciec, ukrywający przed córką szczegóły dziwnej choroby żony. Jakby tego było mało, Marie nie wiedzie się również w nowej pracy. W przetwórni ryb spotyka się z ostracyzmem, a nawet niezrozumiałą dla niej agresją ze strony współpracowników, zwłaszcza płci męskiej. Wszystko to sprawia, że młoda kobieta zaczyna zadawać pytania o to, kim jest naprawdę i wyjaśniać tajemnice związane z własną rodziną. Rybacka wioska położona na skalistym wybrzeżu Danii to wręcz idealna lokalizacja dla tego kameralnego horroru. Twórcy filmu od pierwszych kadrów z powodzeniem kreują atmosferę izolacji i samotności, w której zmuszona jest żyć główna bohaterka. Zamglony krajobraz Jutlandii z poszarpaną linią skał, stalowym, groźnym morzem i ciemnymi, ciężkimi chmurami spowijającymi okolicę kontrastuje z banalnymi, wręcz brzydkimi wnętrzami domów i miejsc użyteczności publicznej (autor zdjęć Niels Thastum zasłużenie dostał nagrodę za debiut na ostatnim Camerimage). Z koncepcją wizualną duńskiej produkcji współgra spokojne, przemyślane tempo narracji. Z miejsca pozornie oswojonego mała wyspa zmienia się w pułapkę, z której bohaterka będzie zmuszona uciec. Budowane oszczędnie napięcie odsłania kolejne tropy i poszlaki, których domyślamy się od początku. Koszmarne, przesiąknięte krwią sny Marie, transformacja, jakiej ulega jej ciało i psychika, nie pozostawiają wątpliwości – dziewczyna zmienia się w monstrum. Debiutantka Sonia Suhl – drobna blondynka obdarzona subtelną urodą – wygrywa małomówność i nieprzeniknienie bohaterki, zaskoczonej rosnącą w niej agresją, a także rodzącymi się potrzebami seksualnymi. Transformacja w wilkołaka czy raczej wilkołaczycę przebiega w równie stonowany sposób, bez spektakularnych efektów specjalnych, jedynie za pomocą tradycyjnej charakteryzacji. Dziewczyna nie zatraca człowieczeństwa, pozostaje ludzka nawet po przemianie, która może nie usatysfakcjonować wielbicieli krwistego kina grozy. Skromna duńska produkcja nie stawia bowiem na dosłowność, lecz symboliczne i metaforyczne ujęcie kanonicznego dla horroru tematu wilkołactwa. Likantropia to w ujęciu twórców filmu przypadłość, której podłoże może być interpretowane na wiele sposobów – jako przejście z wieku dzieciństwa w okres dojrzewania i dorosłości albo przebudzenie seksualnej mocy i odkrycie siły kobiecości. Wilkołak reprezentuje też siłę prawdziwej, dzikiej natury, tłamszonej i sprowadzonej do podziemia przez konserwatywne, bigoteryjne społeczeństwo. Ponieważ Marie jest młodą kobietą łamiącą tabu, muszą ją spotkać represje ze strony mieszkańców wioski. Dziewczyna wzbudzająca nadmierne zainteresowanie młodych mężczyzn stanowi zagrożenie dla zastanego porządku. Wokół niej zacieśnia się pętla, musi bronić się lub uciekać niczym zaszczute zwierzę, by nie skończyć jak jej matka – chora i ubezwłasnowolniona. Marie zauważa podobieństwo losów matki i własnych, za wszelką cenę nie chce iść w jej ślady.
Psychologiczny portret bohaterki-wilkołaka, wyalienowanej i prześladowanej, daleki jest od tego, do czego przyzwyczaiło nas kino popularne. Skandynawski minimalizm i powściągliwość w opozycji do rozbuchania i feerii efektów specjalnych? „Wilkołacze sny” – hybryda horroru i dramatu pokazuje, że nawet ograne motywy można przedstawić na nowo. Nar dyrene drommer Reżyseria Jonas Alexander Arnby. Scenariusz Rasmus Birch. Zdjęcia Niels Thastum. Muzyka Mikkel Hess. Wykonawcy Sonia Suhl (Marie), Lars Mikkelsen (Thor), Sonja Richter (Mor), Jakob Oftebro (Daniel). Produkcja Alphaville Pictures Copenhagen. Dania 2014. Dystrybucja Vivarto. Czas 84 min Jaga Kolawa, Wilkołacze sny, „Kino" 2015, nr 03, s. 75 © Fundacja KINO 2015 POLECAMY: wywiad z Jonasem Alexandrem Arnbym i Sonią Suhl w papierowym wydaniu „Kina” 3/15 |