DZIENNIK PANNY SŁUŻĄCEJ IWONA CEGIEŁKÓWNA
O takich filmach pisze się najczęściej stylowy. Ale za tym kurtuazyjnym określeniem kryją się nierzadko mielizny koncepcyjne. Choć może Benoît Jacquot nie miał pretensji do intelektualnych rewizji, kręcąc „Dziennik panny służącej”? Autor „Żegnaj, królowo” (2012) i „3 serc” (2014) nie uniknie jednak porównań – choćby z klasykiem Luisa Bunuela, o pół wieku wcześniejszym. Najpierw była jednak powieść. Octave Mirbeau pisał ją u progu XX wieku (pierwsze wydanie: 1900 r.), a więc w czasach wczesnej emancypacji kobiet (prawa wyborcze w Europie i USA zyskały dopiero po I wojnie światowej). Główną postacią „Dziennika panny służącej” jest młoda paryżanka pracująca jako pokojówka i to przez pryzmat jej doznań i doświadczeń postrzegamy francuską prowincję przełomu XIX i XX wieku. Mirbeau nie tyle szokował obyczajowo, co eksperymentował ze strukturą powieści, która w jego mniemaniu musiała przejść ewolucję, podobną do tej będącej udziałem sztuk plastycznych.
Perypetie francuskiej pokojówki zainspirowały filmowców parokrotnie. Pierwszy raz sięgnął po powieść Mirbeau Jean Renoir w 1946 roku. Drugą ekranizację zrealizował dwie dekady później Luis Bunuel. Renoir nakręcił film w Hollywood i zgodnie z tamtejszą konwencją położył nacisk na melodramatyczne qui pro quo; Bunuel ostrze krytyki wymierzył tradycyjnie w klasę wyższą, zdegenerowaną moralnie i przesiąkniętą ideami faszystowskimi (akcję przeniósł w końcówkę lat 20. XX wieku). Kolejna adaptacja powieści Mirbeau powstała na początku lat 70., luźno tylko nawiązując do literackiego pierwowzoru. „Célestine... bonne a` tout faire” (1974) Jesúsa Franco zapisała się w historii kina tylko ze względu na wątpliwego czaru erotyzm. Każdy z reżyserów podszedł po swojemu do dzieła Mirbeau i kolejne ekranizacje różnią się już na poziomie fabularnym. Akcja filmu Jacquota rozgrywa się u progu XX wieku na francuskiej prowincji. Jedynym posagiem Célestine (Léa Seydoux) jest jej nietuzinkowa uroda. Nie mogąc znaleźć posady w Paryżu, młoda kobieta wyjeżdża na prowincję, gdzie w posiadłości państwa Lanlaire zatrudnia się jako pokojówka. Ze strony oschłej pani domu musi znosić kolejne upokorzenia; pan Lanlaire już przy pierwszym spotkaniu czyni jej niewybredne awanse. W posiadłości jest także zatrudniony mrukowaty ogrodnik, Joseph (Vincent Lindon), i to z nim połączy Célestine sadomasochistyczna relacja. Jacquot podrzuca widzom kilka tropów interpretacyjnych, choć żadnego z nich zbytnio nie pogłębia. Jest tu więc i mini-panorama społeczna z początku minionego stulecia, i nierówność klasowa, i patologie zżerające poczciwych włościan, i psychodrama z lękami (nie tylko bytowymi) młodej kobiety. Najciekawszy wydaje się ten ostatni wątek, bo Seydoux – choć kreśli swoją bohaterkę w opozycji do pamiętnej kreacji Jeanne Moreau z dzieła Bunuela – tworzy postać intrygującą. Jej Célestine jest chłodna, ale zarazem mniej w niej kalkulacji a więcej determinacji, histerii, szaleństwa. Tym ostatnim wydaje się naznaczony niemal cały świat w filmie Jacquota i szkoda, że reżyser nie pogłębił tego tropu, a skupił się na fotogeniczności otoczenia. Stereotypowo wybrzmiewa też wątek relacji damsko-męskich. Postacie kobiet i mężczyzn buduje Jacquot w wyraźnej opozycji, ich światy się nie przenikają. „Oni” to gburowaci macho lub nieudacznicy; „one” są wykorzystywane, gwałcone a w najlepszym razie – niespełnione. Tak nakreśleni bohaterowie są zbyt sztampowi, brakuje w nich (jak w roli Lindona) zniuansowania. Nieprzekonująco (bo znów – zbyt skrótowo) naszkicowany jest trop Eros – Tanatos. W „Dzienniku…” na każdej namiętności kładzie się cieniem śmierć. Dwuznaczne więzy łączą Célestine nie tylko z Josephem, ale też z Georgesem – chorym na gruźlicę chłopakiem, który umiera w trakcie ich aktu seksualnego.
Tragiczne zdarzenie zdaje się determinować wybory Célestine. Bohaterka Jacquota jest bowiem nie tyle heroiną złapaną w sidła nierówności społecznych, co kobietą po przejściach, próbującą ujarzmić własne demony. Jej skomplikowany świat wewnętrzny adekwatnie oddają zdjęcia Romaina Windinga (César za „Żegnaj, królowo”), pełne jasnych, niemal prześwietlonych kadrów w retrospekcjach i coraz bardziej posępniejącej, w miarę rozwoju akcji, tonacji barwnej. W obiektywie Windinga Léa Seydoux jest pełna kontrastów, niejednoznaczna, wymyka się stereotypom przypisanym do konwencji gatunkowej. Dla niej warto obejrzeć film. Journal d’une femme de chambre Reżyseria Benoît Jacquot. Scenariusz Benoît Jacquot i Hélene Zimmer na podst. powieści Octave’a Mirbeau. Zdjęcia Romain Winding. Muzyka Bruno Coulais. Wykonawcy Léa Seydoux (Célestine), Vincent Lindon (Joseph), Clotilde Mollet (pani Lanlaire), Hervé Pierre (pan Lanlaire), Vincent Lacoste (Georges), Joséphine Derenne (babcia Georgesa). Produkcja Les Films du Lendemain, JPG Productions, Les Films du Fleuve, France 3 Cinéma, Mars Films, VOO, BE TV. Francja – Belgia 2015. Dystrybucja Best Film. Czas 96 min Iwona Cegiełkówna, Dziennik panny służącej, „Kino" 2015, nr 05, s. 85 © Fundacja KINO 2015 POLECAMY: esej Grażyny Araty o nowym kinie francuskim w papierowym wydaniu „Kina” 5/2015 |