W CIENIU KOBIET IWONA KURZ„Pierre myślał” – w toku narracji regularnie odsłaniany jest świat wewnętrzny bohatera, który wszelkie meandry swego postępowania, przede wszystkim związane z jego romansem z dziewczyną młodszą od żony, składa na karb „bycia mężczyzną”. Z podpisów dowiadujemy się zatem, co Pierre myślał, a sam proces myślenia uwidocznia się w każdej jego zmarszczce i w każdym grymasie. Nieodmiennie z wdziękiem rozczochrany pozostaje równie nieodmiennie skupiony na sobie. Milczący, ponury i zły. Jego żona Manon mówi o nim i jego talencie z oczami błyszczącymi od zachwytu, wyczekując jego uwagi. Trochę podobnie jak z Pierre’em jest z samym filmem: ostentacyjnie i narcystycznie pokazuje sam siebie jako dzieło samoświadome i wycyzelowane. Czarno-białe zdjęcia niemal zakrywają współczesny Paryż (o tym, że to nie lata sześćdziesiąte, przypominają jedynie modele samochodów, głównie białych, z którymi kontrastuje stary volkswagen bohatera); archiwistka-doktorantka porusza się celowo niezdarnie; na ekranie pojawiają się wyjaśniające napisy; powtarzają się też sceny pokazywania bohaterów w odbiciu lustra lub szyby; a wszyscy oni mają coś do czynienia z kinem. Zrobione to jest z elegancką precyzją, choć to wdzięk udanej stylizacji raczej niż świeżości.
„W cieniu kobiet” opiera się na klasycznym toposie małżeńskiej gry, proponując edukację sentymentalną dla dojrzałych. On zdradza – bo pragnie młodego ciała; ona zdradza – bo chce się poczuć kochana; on zaczyna się jej na nowo przyglądać, patrzeć na nią oczami zakochanego mężczyzny. Ale uczy się na nowo patrzeć, niekoniecznie rozmawiać. Bywają tu ładne sceny i momenty wzruszające – gdy na przykład Pierre podgląda i wącha Manon we śnie. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że oglądamy komedię, którą dobrze znamy, co podkreślają jeszcze twarze małżonków, w utrwalonym grymasie Pierrota i Kolombiny. Wątek metafilmowy – małżonkowie są filmowcami, Manon wspiera projekty dokumentalne męża – nie tylko wprowadza film w film, ale pozwala też bohaterom przyglądać się innemu małżeństwu, z dużo większym stażem. W centrum tej opowieści znajduje się Henri, bojownik ruchu oporu, któremu cicha żona podsuwa kolejne dokumenty, zdjęcia, materiały mające poświadczyć jego bohaterską kartę. W cieniu kobiet wzrastają zatem mężczyźni. Philippe Garrel często przedstawia się jako uczeń Jean-Luka Godarda. W swoich filmach sięga do poetyki nowofalowej, skupiając się przede wszystkim na kameralnych układach międzyludzkich. Jego najnowszy film wnosi w ten styl nieco ironii, a lekcja, jaką bierze w nim z Nowej Fali, jest lekcją iluzji. Niby błaha opowieść pod pozorami paradokumentalnej spontaniczności skrywa precyzję dobrze skrojonej komedii bulwarowej, w której wszystkie elementy formalne (także te, które mogą się kojarzyć z nowofalową poetyką) idealnie do siebie pasują. Kontredans małżonków konsekwentnie rozwijany jest jako komunikacyjne nieporozumienie czy wręcz zaniechanie. Na kolejnym poziomie ten sam taneczny układ charakteryzuje wszelkie relacje między płciami: kobiety są wrażliwe i mają intuicję, a mężczyźni są egocentryczni nad wyraz; kochankowie na zawsze są „tymi trzecimi”, a zazdrość utwierdzona zostaje jako dosmaczacz miłości; mężczyźni nie mogą żyć bez kobiet, choć żyją nie tyle w ich cieniu, co są dla nich słońcami. Nawet kiedy mężczyźni nie okazują się tak świetni, jak się wydawało w opowieściach snutych matce, nadal pozostają w centrum. Jedno nie może bez drugiego, drugie opiera się na pierwszym. I tak w koło.
Film nie tyle zatem gra z powszechnymi przekonaniami na temat relacji płci, co je ironicznie potwierdza, demonstrując ich trwałe działanie. Z nowofalowej poetyki brakuje tu elementu podstawowego – jakiegoś pęknięcia, jakiejś rozpierduchy. Mistrzowski pokaz reżyserskiej precyzji, jak dla mnie, pozostaje mało żywy, zachowując jedynie czar pięknego bibelotu. L’ombre des femmes Reżyseria Philippe Garrel. Scenariusz Jean-Claude Carriere, Caroline Deruas-Garrel, Philippe Garrel, Arlette Langmann. Zdjęcia Renato Berta. Muzyka Jean-Louis Aubert. Wykonawcy Clotilde Courau (Manon), Stanislas Merhar (Pierre), Lena Paugan (Elisabeth), Vimala Pons (Lisa). Produkcja SBS Productions. Francja – Szwajcaria 2015. Dystrybucja Spectator. Czas 73 min Iwona Kurz, W cieniu kobiet, „Kino" 2015, nr 11, s. 72 © Fundacja KINO 2015 POLECAMY: esej Jakuba Majmurka o Philippe’ie Garrelu w papierowym wydaniu „Kina” 4/2015 |