JESTEM MORDERCĄ MICHAŁ PIEPIÓRKA
Oficjalna propaganda Związku Radzieckiego głosiła, że w ZSRR „niet” seryjnych morderców – bo w raju nie ma miejsca na zbrodnię. Również w komunistycznej Polsce grasowanie Wampira z Zagłębia było dla władzy wyjątkowo niewygodne. Sprawa, która w latach 60 i 70. poruszyła opinię publiczną, znakomicie nadaje się do przedstawienia mechanizmów funkcjonowania poprzedniego systemu, ale również działania ludzkiej psychiki i siły manipulacji. Maciejowi Pieprzycy udała się rzecz niezwykła. Nakręcił film, którego przenikliwości nie powstydziliby się twórcy spod znaku kina moralnego niepokoju, ale dokonał tego w sposób niezwykle atrakcyjny, posiłkując się rozwiązaniami rodem z kina gatunkowego. W ten sposób nie tylko stworzył portret postaci uwikłanych w grę o wysoką stawkę polityczną i etyczną, ale również chwycił widzów za gardło wciągającą opowieścią o banalności zła.
Pierwszym skojarzeniem podczas seansu „Jestem mordercą” są „Bogowie” Łukasza Palkowskiego. Oba filmy charakteryzuje podobna dbałość o scenograficzny i kostiumowy szczegół, oba też inspirują się autentycznymi wydarzeniami z czasów PRL-u, a zarazem czerpią z kina rozrywkowego. Choć film Pieprzycy eksploruje najbardziej mroczne przestrzenie ludzkich umysłów i nie brakuje w nim wyjątkowo wstrząsających scen, to został wzbogacony o zaskakujący humor. Co natomiast może dziwić – zważywszy na podjęty temat – jedynie na samym początku reżyser sięgnął po rozwiązania rodem z kryminału. Pieprzyca podążył tą samą drogą, co Marcin Koszałka przy „Czerwonym Pająku” – bardziej od pytania „kto zabił?” interesuje go psychologia postaci. Ta nieobecność tajemnicy wybrzmiewa w finale zbyt upraszczającym morałem. Jednak dzieło Pieprzycy ma inne walory, które przykrywają ów brak subtelności. Akcja filmu rozgrywa się w latach 70. Na płotach wiszą czerwone płachty głoszące propagandę sukcesu. Jednak dobrobyt widać jedynie w domach dygnitarzy. Względny spokój gierkowskiej dekady zakłóca na Górnym Śląsku fala wyjątkowo brutalnych morderstw. Sprawą interesuje się sam pierwszy sekretarz, który osobiście sprawuje nad nią nadzór. Zadanie znalezienia sprawcy otrzymuje oficer grany przez Mirosława Haniszewskiego. Bohater wie, że to jego wielka szansa na awans, choć zdaje sobie również sprawę, że znalezienie mordercy będzie wyjątkowo trudne – wcześniej nie udało się to kilku znacznie bardziej doświadczonym zespołom śledczym. Właściwa akcja filmu zawiązuje się w momencie złapania podejrzanego. Sukces policjanta nieoczekiwanie staje się pułapką. Pieprzyca przekonująco zarysował cały system zależności zawodowych, jak również mechanizmy konformizmu. Gdy bowiem osiągnie się sukces, zyska uznanie w środowisku, otrzyma awans, nowe mieszkanie, a nawet przedmiot powszechnego pożądania, czyli kolorowy telewizor, nie tak łatwo przyznać się do błędu, mimo piętrzących się w głowie wątpliwości. Twórca mógł ulec pokusie łatwego moralizatorstwa i postawienia bohatera w jednoznacznie złym świetle. Na szczęście Pieprzyca tego nie robi, ustawiając postać oficera w centrum działania rozmaitych sił, którym nie jest w stanie przeciwstawić się nawet najsilniejsza jednostka. Przypomina w tym twórców wspomnianego na wstępie kina lat 70., którzy również stawiali sobie za cel ukazanie funkcjonowania człowieka w czasach, gdy konformizm był najbardziej opłacalny. Niekwestionowaną wartością filmu jest zręczne powiązanie analizy ówczesnego społeczeństwa z obrazem indywidualnych losów dwóch zagubionych mężczyzn. Zarówno milicjant, jak i domniemany morderca znaleźli się w sytuacji bez wyjścia – być może właśnie ta świadomość tak ich do siebie zbliża. Głównym oskarżonym w filmowym procesie staje się jednak władza. Bo to nieznoszące sprzeciwu naciski z góry każą jak najszybciej zamknąć sprawę, bez zbędnego roztrząsania wątpliwości.
Jednak nie wszystko można zrzucić na barki zbrodniczego systemu, który niszczył charaktery i dbał jedynie o pozory. Pieprzycy udało się pogodzić makrohistorię z historią w skali mikro i pokazać dylematy ludzi żyjących w określonym czasie i miejscu. Ta opowieść o stopniowym i niedostrzegalnym zatracaniu się w złu, do którego prowadzą lenistwo, zaniechanie i uległość, nie mogłaby się rozgrywać w innych okolicznościach. Starannie przedstawiony społeczno-polityczny kontekst nadaje moralnym rozterkom głównego bohatera głębię i niejednoznaczność. „Jestem mordercą” wpisuje się w serię niedawno powstałych filmów zainspirowanych historią PRL-u. Ich niewątpliwą wartością jest nie tylko analiza naszej przeszłości, ale również dostrzeżenie w niej całego rezerwuaru interesujących opowieści, które mogą stać się pożywką dla rodzimej popkultury. Maciej Pieprzyca podąża drogą Palkowskiego i Pasikowskiego. Mitologizując znane postacie z historii najnowszej, przedstawiają oni czasy PRL-u jako niezwykle trudne do jednoznacznego zdefiniowania. Jestem mordercą Scenariusz i reżyseria Maciej Pieprzyca. Zdjęcia Paweł Dyllus. Muzyka Bartosz Chajdecki. Wykonawcy Mirosław Haniszewski (Janusz Jasiński), Arkadiusz Jakubik (Wiesław Kalicki), Agata Kulesza (Lidia Kalicka), Magdalena Popławska (Teresa Jasińska, żona Janusza), Karolina Staniec (Anka), Piotr Adamczyk (major Stępski). Produkcja Re Studio. Polska 2016. Dystrybucja Next Film. Czas 117 min Michał Piepiórka, Jestem mordercą, „Kino" 2016, nr 11, s. 76-77 © Fundacja KINO 2016 POLECAMY: wywiad z Maciejem Pieprzycą w papierowym wydaniu „Kina” 11/2016 |