HAPPY-GO-LUCKY, CZYLI CO NAS USZCZĘŚLIWIA KONRAD J. ZARĘBSKI Po czterech latach milczenia Mike Leigh powrócił za kamerę. Jego „Happy-Go-Lucky, czyli co nas uszczęśliwia” pod wieloma względami przypomina poprzednie filmy, które stały się wizytówkami brytyjskiego kina społecznego przełomu stuleci. Od „Nagich” czy „Sekretów i kłamstw” najnowsze dzieło Leigh różni się w zasadzie dwoma elementami: po pierwsze, jest to film panoramiczny (co otworzyło nowe możliwości przed stałym jego operatorem, Dickiem Pope), po drugie zaś od pierwszego do ostatniego kadru film tryska optymizmem (dotąd mogliśmy się co najwyżej spodziewać optymistycznej konkluzji). Nie ma dwóch zdań: „Happy-Go-Lucky” to komedia, barwna i pogodna niczym Londyn na wiosnę. Dlaczego właśnie Londyn? Bo akcja filmu rozgrywa się w północnym Londynie, gdzie mieszka i pracuje trzydziestoletnia Poppy. Poznajemy ją, jak cieszy się słońcem, jadąc przez miasto na rowerze. Wstępuje na chwilę do antykwariatu, próbuje nawiązać kontakt ze stojącym za ladą właścicielem. Kiedy wychodzi, roweru już nie ma. Wzrusza ramionami i wzdycha: „Nie zdążyłam się z nim pożegnać”.
Poppy jest nauczycielką w szkole podstawowej. Popołudnia spędza na sali gimnastycznej, gdzie ćwiczy na batucie, albo na sali tanecznej, gdzie pod kierunkiem temperamentnej Hiszpanki próbuje tańczyć flamenco. Wieczory spędza z koleżankami w pubie albo w domu ze współlokatorką, z którą mieszka od lat, a wcześniej wraz z nią zwiedziła kawał świata – od Azji Południowo-Wschodniej i Australii po Miami. Kiedy Poppy rozbiera się u lekarza, widzimy, że żadna z części jej garderoby – od butów i wzorzystych rajstop po bieliznę – nie pasuje do reszty. Nie jest ani specjalnie zgrabna, ani specjalnie urodziwa, przeciwnie – pstrokaty ubiór, podłużna twarz i niestarannie upięte włosy sprawiają, że taką osobę raczej chciałoby się ominąć. W tym wypadku byłaby to jednak niepowetowana strata: jest w niej tyle radości życia, tyle energii i pogody ducha, że Poppy zaraża wszystkich wokół optymizmem. Nawet sztywniak, u którego pobiera lekcje jazdy samochodem i który tę dość powszechną umiejętność usiłuje zamienić w tajemnicze misterium, nie pozostaje obojętny na jej wdzięk. Na pierwszy rzut oka Poppy wydaje się wieczną dziewczynką, roztrzepaną trzpiotką lub naiwną słodką idiotką. Nic bardziej błędnego: wystarczy jeden niepokojący sygnał, by pochylić się nad krnąbrnym uczniem, zainteresować się jego zachowaniem, ba – nawet zbadać jego sytuację socjalną i rodzinną. Wystarczy jeden jej gest, by przekonać się, że da sobie radę w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji. Wygląda więc na to, że Poppy jest barwnym motylem, rzadkim gatunkiem, który trzeba chronić. I właśnie po to powstał ten film. Mike Leigh do tej pory przedstawiał dość ponury obraz brytyjskiej rzeczywistości: odświeżając metody opisu „kuchennego realizmu” z kina lat 60., kreślił swój własny pejzaż „Brit Gritu”, brytyjskiej szarości i zamieszkujących ją smutnych i zmęczonych ludzi, tęskniących za ciepłem, którego nie potrafią sobie wzajemnie ofiarować. Bohaterka „Happy-Go-Lucky” jest niezbędnym uzupełnieniem tego krajobrazu. Jej dobroć, pogoda i wiara w drugiego człowieka wydają się tak nieograniczone, że aż po angielsku ekscentryczne. A skoro Anglicy mają wpojony tradycyjny szacunek dla ekscentryków, to przed czym należy chronić jednostki takie jak Poppy? Odpowiedź jest prosta i uniwersalna zarazem. Otóż optymizm bohaterki filmu – w wybitnej kreacji Sally Hawkins, jakże słusznie wyróżnionej Srebrnym Niedźwiedziem na tegorocznym festiwalu w Berlinie – u niektórych ludzi z jej otoczenia wzbudza wręcz agresję. Dotyczy to nie tylko jej otoczenia, i nie tylko samej Poppy. Każda niemal manifestacja radości życia, każda próba oderwania się od rzeczywistości, nieważne – smutnej czy przyjaznej człowiekowi – potrafi wywołać podszyty zawiścią sprzeciw, eskalujący w niechęć, oburzenie, ostracyzm, a w skrajnych przypadkach prowadzący nawet do samosądu. Okazuje się, że umiejętność cieszenia się własnym szczęściem odczuwana bywa jako niebezpieczna odmienność. W Wielkiej Brytanii i gdzie indziej też. Happy-Go-Lucky Scenariusz i reżyseria Mike Leigh. Zdjęcia Dick Pope. Muzyka Gary Yershon. Wykonawcy Sally Hawkins (Poppy), Alexis Zegerman (Zoe), Eddie Marsan (Scott), Sylvestra Le Touzel (Heather), Karina Fernandez (nauczycielka flamenco). Produkcja Thin Man – Summit Entertainment – Ingenious Film Partners – Film 4 – U. K. Film Council, Wlk. Brytania 2008. Dystrybucja Monolith Plus. Czas 118 min. Konrad J. Zarębski, Happy-Go-Lucky, czyli co nas uszczęśliwia, „Kino” 2008, nr 12, s. 67.
© Fundacja KINO 2008 |