DZIENNIK MASZYNISTY PIOTR SZCZYSZYK
Podczas oglądania filmu Miloša Radovicia przypomniała mi się anegdota o pewnym polskim maszyniście. Mężczyzna przez ponad dwadzieścia lat wykonywania zawodu był naocznym świadkiem samobójstw kilkudziesięciu osób. Po którymś z kolei wypadku pracodawca zaproponował pomoc psychologa. Mężczyzna odmówił – specjalista bowiem mógłby mu pomóc przy pierwszym, a nie dwudziestym trzecim przypadku. Teraz było już za późno. Na taką terapię zdecydował się za to Ilija (Lazar Ristovski), bohater „Dziennika maszynisty”. Wybierający się na emeryturę niestrudzony kolejarz ze szczegółami i z pełnym spokojem opowiada psychologowi o ostatnim zdarzeniu, kiedy z impetem wjechał w vana z sześcioma cygańskimi muzykami w środku. Ot, kolejny dzień w pracy. Tego typu historia to dramaturgiczny samograj. Jeśli nawet maszynista zobaczy ofiarę z dalekiej odległości, nie ma szans na wyhamowanie rozpędzonej kilkutonowej lokomotywy. Pozostaje mu tylko bezradnie patrzeć. Gdy ktoś chce odejść z tego świata, dlaczego jednocześnie skazuje kierującego pociągiem na niedobrowolne uczestnictwo? Czy, abstrahując od powodów tragicznej decyzji, nie jest to nazbyt egoistyczne postępowanie? Radović stroni od moralnych dywagacji, zastępując dramat dwuznaczną komedią. Bałkański humor – absurdalny i siermiężny zarazem – służy Serbowi za lek na tragedię. Maszyniści konkurują między sobą, który przejechał więcej osób, kto bardziej efektownie. Ilija to rekordzista – ma na koncie dwadzieścia osiem ofiar. Z czasem ta rywalizacja przypomina nabijanie licznika ludzkich dusz rodem z gry RPG Dark Souls. Intencje Radovića są jasne. Bohaterowie przeżywają wieczny stres przed kolejną trasą, więc takie radzenie sobie z sytuacją to forma ukojenia poczucia winy. Ilija wydaje się twardym facetem, jego wrażliwe wnętrze poznajemy dopiero, gdy przygarnie do swojej lokomotywy zbiegłego z sierocińca dziesięciolatka. Sima (Petar Korać) jest niezdarny, bojaźliwy, skrzywdzony. Stara się ze wszystkich sił naśladować przybranego ojca; ten zaś chce uchronić chłopca przed konsekwencjami trudnego zawodu. Wiarygodność tego wątku to zasługa aktorów, lecz problem tkwi w nieumiejętnym łączeniu przez reżysera poważnych i komicznych motywów historii, obok której ostatecznie przechodzi się obojętnie. Jak bowiem poważnie podejść do rozterek bohaterów, kiedy oni sami traktują je jak zabawę przy pracy? Radović to nie Kusturica (choć Ristovski również w „Undergroundzie” grał główną rolę), by w bałkańskim ferworze umiejętnie zlepić element tragedii z przewrotną farsą. Nic dziwnego, że Amerykańska Akademia Filmowa pominęła w tym roku serbski „Dziennik maszynisty” w walce o nieanglojęzycznego Oscara. Opowiadanie na tak wielki temat jak odpowiedzialność za życie i śmierć drugiego człowieka wymaga czegoś więcej niż kilku żartów z rękawa. Dnevnik mašinovođe Scenariusz i reżyseria Milos Radović. Zdjęcia Dusan Joksimović. Muzyka Mate Matisić, Simun Matisić. Wykonawcy Lazar Ristovski (Ilija), Petar Korać (Sima), Pavle Eric (mały Sima), Mirjana Karanović (Jagoda), Jasna Djuricić (Sida). Produkcja Zillion Films. Serbia – Chorwacja 2017. Dystrybucja Media Move. Czas 89 min Piotr Szczyszyk, Dziennik maszynisty, „Kino" 2018, nr 03, s. 79 © Fundacja KINO 2018 |