SUSPIRIA DIANA DĄBROWSKA
Pod koniec lat 70. podróż młodziutkiej Suzy Bannion z Nowego Jorku do niemieckiej szkoły baletowej stanowiła punkt wyjścia dla jednego z najkrwawszych spektakli w historii kina grozy. „Suspiria" Daria Argento stała się nie tylko kamieniem milowym w karierze włoskiego mistrza horroru, ale również niewyczerpanym źródłem inspiracji dla przyszłych pokoleń zdolnych filmowców, z Quentinem Tarantino i Guilliermo del Toro na czele. Fakt, że Luca Guadagnino, rodak Argento, zamierza przyjrzeć się „Suspirii" na nowo, wielu fanów odebrało jako zapowiedź aktu świętokradztwa. Twórca „Tamtych dni, tamtych nocy" znów jednak udowodnił, że praca na cudzym materiale stanowi jego specjalność. Zrealizowane przez Guadagnino „Jestem miłością" (2009) można przecież postrzegać jako wariację na tematy z literackiej klasyki o zakazanych romansach i sile namiętności - „Madame Bovary" Gustava Flauberta i „Anny Kareniny" Lwa Tołstoja. „Nienasyceni" (2015) stanowią z kolei luźną przeróbkę „Basenu" Jacquesa Deraya, amoralnego dramatu o zazdrości, która prowadzi do tragedii. Nową „Suspirię" trudno postrzegać wyłącznie w kategoriach remake'u filmu Argento - jest to chwilami błyskotliwa i radykalna, a chwilami siermiężna parafraza, próbująca wydobyć niewykorzystany potencjał oryginału. Przede wszystkim Guadagnino w swojej wizji znacząco rozszerza kontekst polityczny. O ile w wersji Argento wątki nazistowskie nieśmiało przebijały się jedynie w monachijskiej architekturze czy zachowaniach części postaci, a mroczne oblicze „dekady ołowiu" zostało właściwie zbyte milczeniem, o tyle w nowej „Suspirii" odniesienia do zamachów terrorystycznych i niezwykle drapieżnych realiów epoki stanowią istotny składnik filmowej opowieści. Nie bez przyczyny zatem Guadagnino przenosi akcję do Berlina Zachodniego roku 1977. Lata 70. w Europie Zachodniej to czas głębokich przemian społeczno-politycznych. Kino w Republice Federalnej Niemiec miało odwagę rozliczać winy ojców, którzy wspomogli przecież Hitlera w drodze na szczyt politycznej kariery. Składową tożsamości młodego pokolenia stało się życie naznaczone wyrzutami sumienia i walka o to, żeby przeszłość tak łatwo nie uległa zbiorowej amnezji. Wystarczy pomyśleć o nagrodzonym Złotym Lwem „Czasie ołowiu" (1981) Margarethe von Trotty. Zapożyczony z wiersza Hölderlina tytuł filmu opowiada o gorącej jesieni 1977 i inspirowany jest tragiczną historią Gudrun Ensslin (działaczki terrorystycznej grupy Baader-Meinhof), która zginęła wówczas tragicznie w więzieniu Stammheim. W „Kandydacie" (1980) Alexandra Klugego padają zaś następujące słowa: „co w roku 1945 nie zostało odkupione, musiało w roku 1968 wybuchnąć i będzie wracać, póki nie zostanie odkupione". Guadagnino powraca do zarysowanego przez wzmiankowanych twórców dyskursu - w nowej „Suspirii" próbuje rozliczyć traumatyczną i pełną przemocy europejską przeszłość, która nie powinna wylądować na śmietniku historii. Argento nakręcił swój koszmar w soczystych, niekiedy migotliwych barwach Technicoloru. Nowej „Suspirii" stylistycznie do baśni niezwykle daleko, co nie znaczy, że świat przedstawiony prezentuje się mniej klimatycznie. Wręcz przeciwnie, ekranowa rzeczywistość jest mroczna, duszna i dojmująco smutna. Guadagnino ukazuje świat w stanie rozkładu, oczekujący na nowy zastrzyk energii, u progu rewolucji, niezbędnej dla odzyskania witalności. Sposobu na osiągnięcie celu upatruje reżyser w tanecznym splocie kobiecej solidarności. Orgiastyczne choreografie pozwalają bohaterkom poczuć siłę i ciężar własnej podmiotowości, wykroczyć poza ramy seksualności i ograniczeń swojej płci. Ten feministyczny rys nowej „Suspirii" należy bez wątpienia do jej najjaśniejszych punktów. O ile w dobie adaptowania kina „na żeńską modłę" taki zabieg wydaje się wręcz - w imię poprawności politycznej - obowiązkowy, o tyle u Guadagnina nabiera on intrygującego kształtu. Matriarchat w tanecznej kompanii prowadzonej przez Madame Blanc trzyma się sprawnie w ryzach, jednak daleko mu do doskonałości. Mimo pozornego hołdowania demokratycznym ideałom, sporo w nim manipulacji i autorytaryzmu. Kobiety rzecz jasna wyznaczają w tym świecie rytm, jednakże Guadagnino pokazuje, że nie są one nieomylne, pozbawione rozterek czy wad. Im bardziej reżyser „Jestem miłością" oddala się zatem od oryginalnej i silnie zakodowanej w świadomości fanów struktury fabularnej oryginału, tym bardziej zyskuje. Czego dowodem fascynująca i całkowicie nieobecna w pierwowzorze relacja - na poły matczyna, na poły erotyczna - między Susie Bannion (wyjątkowo świetna Dakota Johnson) i wspomnianą Madame Blanc (znakomita jak zawsze Tilda Swinton). To, co w „Suspirii" wypada najsłabiej, to sekwencje, które przypominają widzowi, że mamy do czynienia z horrorem. Wówczas Guadagnino naciska na pedał gazu i zapomina o subtelności, która od sukcesu „Tamtych dni, tamtych nocy" stała się tak ważna w jego twórczości - im bliżej spektakularnego finału, tym krew leje się obficiej, a cielesne obrzydliwości zdają się nie mieć końca. W inscenizacji makabrycznych widowisk zdecydowanie wygrywa filmowy pierwowzór Argento. Nie zmienia to jednak faktu, że Guadagnino stworzył dzieło odrębne i niejednoznaczne - równocześnie intymne i pełne spektakularnego rozmachu. Suspiria Reżyseria Luca Guadagnino. Scenariusz David Kajganich. Zdjęcia Sayombhu Mukdeeprom. Muzyka Thom Yorke. Wykonawcy Dakota Johnson (Susie Bannion), Tilda Swinton (Madame Blanc), Mia Goth (Sara), Jessica Harper (Anke), Chloë Grace Moretz (Patricia Hingle). Produkcja Frenesy Film Company, Videa, First Sun, Memo Films, Mythology Entertainment, Amazon Studios. Włochy - USA 2018. Dystrybucja Kino Świat. Czas 152 min Diana Dąbrowska, Suspiria, „Kino" 2018, nr 11, s. 79 © Fundacja KINO 2018 |