ITALIANIEC JAN TOPOLSKIZaczyna się stereotypami - Rosja, śnieg, zimno, mgła. Beznadzieja. W tym krajobrazie bez współrzędnych, gdzieś na prowincji, na drodze znikąd-donikąd staje zepsuty dżip. W samochodzie Włosi. To ich oczami oglądamy świat wokół, ich okrzyk "Oto prawdziwa Rosja!" wyznacza sens tego, co nastąpi. Włosi to para, która przyjechała do domu dziecka adoptować synka. Bo prościej i taniej niż u siebie, bez formalności, tylko 5.000 euro. I wybierają: Iwan Sołncew, lat 6. Pamiętacie? Był taki sierota, syn pułku, artylerzysta. Tego filmowy Iwan dowie się później. Tymczasem nie chce jechać. Nie chce?! Durak, imbecyl. Wszyscy mu zazdroszczą, a on chce szukać matki... Z trzyletnim opóźnieniem wchodzi na polskie ekrany "Italianiec", drugi film Andrieja Krawczuka, wyróżniony na festiwalach rosyjskich (Moskiewskie Premiery) i zagranicznych (Berlinale), a nawet polskich (młodzieżowe Ale Kino! w Poznaniu). Po debiutanckim romansie "Bożonarodzeniowy cud" (2000, z Jurijem Fetingiem) reżyser zbliżył się do zobrazowania współczesnego oblicza swojego kraju w formule bliższej realizmowi. A jednak film pozostaje wyraźnie stylizowany w kompozycji, kadrowaniu, oświetleniu, muzyce. I w jakiejś mierze - konwencjonalny. Dramat psychologiczny zmieniający się w którymś momencie w kino drogi. Następny film Krawczuka to już czysta konwencja, zresztą bardzo udana: "Admirał" (2008), film wojenny z melodramatem w tle, święcący niedawno triumfy w Rosji.
Wróćmy do "Italiańca". Przede wszystkim wyróżnia się aktorstwo. Kolja Spiridonow grający główną rolę ujmuje bezpośredniością i naturalnością, nam przypominającą może dzieci ze "Sztuczek" Jakimowskiego. Ale nie jest to autentyzm i naturalizm nastolatków z "Cześć Tereska" Glińskiego. Nie tracimy świadomości, że to rzeczywistość filmowa, co nie przeszkadza procesowi silnej projekcji i identyfikacji. Bo jak się tu nie identyfikować i nie wzruszać? Oto bezbronny, niewinny blondwłosy chłopczyk o czystym spojrzeniu, sam przeciw wszystkim. Dom dziecka to niekontrolowana przez dyrektora-alkoholika dżungla. Starsi wychowankowie tworzą przestępczą szajkę złodziei i tirówek. Pośrednicy adopcyjni to oschła, zimna "Madame" z milczącym nieudacznikiem-pomagierem, przypominający karykaturalnie złe postaci z kreskówek. No a sami innostrańcy, wiadomo, dzielą się na dobrych i złych, i ci źli sprzedają dzieci na organy do przeszczepu. Tylko aktorstwu więc zawdzięczamy wiarę w ten czarno-biały świat. A może samemu tematowi? Może temu, że działa stary dobry mechanizm projekcji, widzenia świata oczami bohatera, tegoż blondwłosego niepiśmiennego chłopczyka? Oglądany przez szybę, szparę w drzwiach, okno i kraty. Jest dużo zbliżeń, ciemnych i niedoświetlonych kadrów, przypadkowych jakby obrazów. Przeciwstawne wrażenie obcości wywołuje z kolei niezła muzyka Aleksandra Kneiffela, oddziałująca wysokimi, szklanymi dźwiękami skrzypiec czy perkusji. I sama natura: deszcz, śnieg, wreszcie odwilż, która - niemal jak pękające kry u Pudowkina - znamionuje odmianę losów bohatera. Jedna z tirówek w końcu pomoże chłopcu uciec, żeby mógł dotrzeć do matki. W końcu wszyscy mu pomogą, niczym w bajce. Jakże inny to obraz dzieci w Rosji od tego znanego choćby z "Trzech pokojów melancholii" (2004) Pirjo Honaskalo, niemieckiego dokumentu "Sam w czterech ścianach" (2007) Alexandry Westmeister czy rosyjskiej fabuły "Wszyscy umrą, a ja nie" (2008) Walerii Gai Germaniki. Jasne, matki się wyrzekają, obcokrajowcy wykradają, dzieci się prostytuują i walczą ze sobą, ale wciąż jeszcze ludzie pomogą, ludzie przygarną. Więc jednak happy end. Czy dowiadujemy się z "Italiańca" czegoś nowego o Rosji? Chyba jednak nie. To uniwersalna opowieść osadzona w stereotypowo potraktowanych sceneriach, ze stereotypowymi bohaterami drugiego planu. Na pewno więcej można zobaczyć w - niestety, w Polsce nieobecnych filmach - Aleksieja Germana Jr. (rewelacyjnie drobiazgowy i zarazem wizyjny "Papierowy żołnierz" czy wielokrotnie nagradzane "Garpastum"), Aleksieja Uczitiela ("Zakładnik" przewrotnie traktujący wojnę czeczeńską i groteskowo-realistyczne "Marząc o przestrzeni") czy nowych talentów (wspomniana Waleria Gai Germanika, Bakur Bakuradze, Ilja Krzanowski). Przynajmniej niektóre interesujące produkcje wprowadza na nasze ekrany firma 35 mm, również organizator festiwalu Sputnik: ostatnie trafione ich premiery to delikatny portret kobiety "Podróż ze zwierzętami domowymi" Wiery Storożewoj czy wyciszona, metafizyczna "Wyspa" Pawła Łungina. Ten ostatni reżyser, wraz z bardziej znanymi Aleksiejem Bałabanowem i Aleksandrem Sokurowem, wyznaczają przeciętne horyzonty polskiego kinomana. Vivarto niczego nie przełamuje, ale - kierunek słuszny!
Italjaniec Reżyseria Andriej Krawczuk. Scenariusz Andriej Romanow. Zdjęcia Aleksandr Burow. Muzyka Aleksandr Knaiffel. Wykonawcy Kolja Spiridonow (Wania Sołncew), Marija Kuzniecowa (Madame), Nikołaj Reutow (Grisza), Jurij Ickow (dyrektor). Produkcja Lenfilm Studio, Tulos Cinema, Rosja 2005. Dystrybucja Vivarto. Czas 98 min. Jan Topolski, Italianiec, „Kino” 2009, nr 2, s. 76.
© Fundacja KINO 2009 |