GENUA. WŁOSKIE LATO
KONRAD J. ZARĘBSKI
Genua była kiedyś jednym z najbogatszych miast świata. Leżąca nad Morzem Liguryjskim potęga prowadziła rozległe interesy od Hiszpanii po Krym, wojowała z Wenecją, kontrowała handel w basenie Morza Śródziemnego, inspirowała Rubensa i Caravaggia, wydała Nicolę Paganiniego i Giuseppe Garibaldiego. Bogactwo miało jednak swoją cenę. Dzisiejsza genueńska starówka dowodzi rosnącej w czasach świetności liczby mieszkańców, dziś jednak jest jednym z najbardziej klaustrofobicznych miejsc świata. Stojące jedna przy drugiej kamieniczki, mroczne wąskie uliczki, w które nie wjedzie samochód, liczne zaułki, gdzie łatwo się zgubić. To nie jest miejsce, do którego się przyjeżdża, wręcz przeciwnie – stąd wyrusza się w wielki świat. Z Genui pochodzą dwaj najwięksi włoscy żeglarze – odkrywca Ameryki Krzysztof Kolumb i admirał Andrea Doria.
A jednak bohaterowie filmu Michaela Winterbottoma przybywają do Genui. To ojciec z dwiema córkami, który tu właśnie postanawia zacząć nowe życie. Żona i matka zginęła w wypadku drogowym, w którym uczestniczyły także dziewczynki. Pół roku później mężczyzna dostał propozycję pracy na genueńskim uniwersytecie i opuścił Stany, by przełamać dręczącą całą trójkę traumę.
Zmiana miejsca to dobry sposób na ucieczkę od bolesnych przeżyć, chociaż akurat Genua – w świetle filmu Winterbottoma – nie wydaje się bezpiecznym azylem. Ojciec rzuca się w wir pracy, starsza córka – nastolatka na progu dorosłości – szuka zapomnienia w nowych kontaktach towarzyskich i beztroskiej zabawie. Młodsza dziewczynka zostaje pozostawiona sama sobie – tęskniący za akademicką normalnością ojciec czyni to nieświadomie, siostra z premedytacją: to najmłodsza w rodzinie była bezpośrednią sprawczynią śmierci matki. Mała Mary radzi sobie jednak nieoczekiwanie dojrzale: coraz bardziej samodzielna, odkrywa w pobliżu siebie obecność matki. Pod jej ochroną czuje się bezpiecznie, ba – zdobywa się na zaskakujące eskapady. Aż do momentu, kiedy zrozumie, że spełnienie pragnienia o pozostaniu z matką na zawsze możliwe jest tylko poprzez śmierć własną. Wydaje się, że na to jeszcze brakuje Mary odwagi, ale za moment – czemu nie? Szczęśliwie w tej właśnie chwili zagrożona rozpadem rodzina zjednoczy się na nowo.
Proszę wybaczyć, że zdradzam zakończenie filmu, ale – moim zdaniem – nie było celem Winterbottoma przypomnienie starej konstatacji, że nie trzeba umierać, by połączyć się z naszymi bliskimi, wystarczy zachować o nich dobrą pamięć. Inna sprawa, że sposób, w jaki reżyser dochodzi do tej konkluzji, urzeka prostotą, zresztą prostota wydaje się dominantą obserwacji przywołanych na ekranie. Tymczasem paleta wątków, jakich film dotyka, jest szeroka. Sięga od uroków barwnego włoskiego „dolce vita”, które smakuje starsza córka Kelly (poznając mimochodem gorzki smak stylu bycia preferowanego przez młodych Włochów), po problemy tożsamościowe młodych Europejczyków, które zaskakują amerykańskiego wykładowcę, choć akurat procesy integracyjne w Europie i Ameryce Północnej zdają się przebiegać podobnie.
Ale operując prostotą Winterbottom tworzy niespodziewanie bogate konstrukcje. Bywa, że wystarczy jeden gest, by scena nabrała nowych znaczeń. I nie musi to być wcale gest świetnie usposobionego Colina Firtha, który imponująco naturalnie wciela się w postać naukowca i ojca dorastających córek. W rozgrzanym słońcem mieście reżyser kreśli wizerunek leniwego lata, by przyprawić go nastrojem narastającego niepokoju, a w kulminacji postawić widza wobec porażającej bezradności, spotęgowanej przez obcość przyjaznego na pozór miejsca. Wysoką próbę warsztatowej sprawności Winterbottoma widać również w sposobie, w jakim twórca czerpie z tradycji brytyjskiego kina o fascynacji Włochami. Z jednej strony będzie to urokliwość „Pokoju z widokiem” Ivory’ego czy „Czarownego kwietnia” Newella, z drugiej – drażniący niepokój „Nie oglądaj się teraz” Roega. Podobnie jak Nicolas Roeg przed 40 laty odarł Wenecję z nimbu jej urokliwej tajemniczości, tak dziś Winterbottom zamienia Genuę w klaustrofobiczną pułapkę bez wyjścia. Bez wyjścia? Nie, zawsze przecież można poszukać drogi wewnątrz siebie.
Genova
Reżyseria Michael Winterbottom. Scenariusz Laurence Coriat, Michael Winterbottom. Zdjęcia Marcel Zyskind. Muzyka Melissa Parmenter. Wykonawcy Colin Firth (Joe), Hope Davis (Marianne), Perla Haney-Jardine (Mary), Willa Holland (Kelly), Catherine Keener (Barbara). Produkcja Revolution Films, Aramid Entertainment Fund, Film4. Wlk. Brytania 2008. Dystrybucja Monolith Plus. Czas 94 min
Konrad J. Zarębski, Genua. Włoskie lato, „Kino" 2009, nr 6, s. 68.
© Fundacja KINO 2009