DZIEŃ W JURIEWIE
ŁUKASZ KNAP
Lata wojny Andriej Tarkowski spędził we wsi Juriewo, dokąd przyjechał z Moskwy ze swoją rodziną. W sekwencji, która otwiera „Dzień w Juriewie” Kiriłła Serebrennikowa, taką samą drogę przebywają Luba, rozchwytywana na całym świecie rosyjska śpiewaczka operowa, oraz jej rozkapryszony syn. Zabieg ten można odczytać jako dedykację dla reżysera „Zwierciadła”. Serebrennikow, który w Rosji jest znany przede wszystkim jako reżyser teatralny, filmowcem postanowił zostać po obejrzeniu „Andrieja Rublowa”.
Czy nauczył się czegoś od swojego mistrza? Bardzo życzliwi mogą doszukać się u niego pasji eksplorowania granicznych doświadczeń człowieka (rosyjskiego), za czym idzie też chęć poszukiwania nowych rozwiązań formalnych. Jury Warszawskiego Festiwalu Filmowego, przyznając filmowi w zeszłym roku Grand Prix, podkreśliło, że otwiera on przed językiem filmu nowe horyzonty. Oglądam „Dzień w Juriewie” poza festiwalową gorączką i widzę coś przeciwnego: klisze przywołujące obrazy rosyjskiej duszy. I myślę sobie, że sieć analogii do Tarkowskiego czy Lyncha, jaką próbowano zarzucać na „Dzień w Juriewie” po przyznaniu nagrody na festiwalu, jest jednak pusta.
Oryginalny tytuł, czyli „Juriew dień”, oznacza dzień świętego Jerzego, święto prawosławne. W średniowiecznej Rosji dawało ono uciskanemu chłopu szansę przejścia na służbę do innego pana. W kontekście współczesnej fabuły takie odniesienie nasuwa interpretację alegoryczną. Główna bohaterka w trakcie podróży zmienia przecież całe swoje życie, swój „dom”. Rezygnuje z planowanych koncertów w Wiedniu, porzuca drogi samochód, na futro zakłada workowatą kurtkę, farbuje włosy na modny we wsi mysiorudy kolor, aż wreszcie zatrudnia się jako sprzątaczka w szpitalu... Tak zaskakująca przemiana osobowościowa następuje pod wpływem granicznego przeżycia: zaginięcia jej syna. Sprawia ono, że sentymentalna podróż bohaterki do rodzinnego miasteczka przemienia się w senny koszmar, co podkreślają wizualne efekty zniekształcające obraz. Fabularno-estetycznym spoiwem jest konwencja thrillera, a przewodnim wątkiem – poszukiwanie syna. Śledztwo w pewnej chwili zaczyna przypominać błądzenie, każdy z nowych tropów okazuje się fałszywy.
Wszystkie instytucje porządku publicznego w Juriewie są żywcem przeniesione z kart powieści Dostojewskiego i Gogola. Po kartach filmowej opowieści oprowadza bohaterkę przebiegły śledczy. Prowadzi ją do chytrego, pazernego popa. Pokazuje więzienie, w którym więźniowie przypominają stłoczonych w jednej izbie wygłodniałych galerników. Poznaje z ludem, który żywi się bimbrem oraz kwasem ogórkowym, co pewnie ma związek z jego impulsywną bezwzględnością i zobojętnieniem na nędzę. Wszyscy ci bohaterowie są wypożyczeni z muzeum poświęconego wyobrażeniom rosyjskiej duszy. Kontrastują z nowoczesną Lubą, jednak nie przynosi to dramatycznych spięć.
Nie samo śledztwo przydaje gęstości fabule „Dnia w Juriewie”, tylko przemiana osobowości głównej bohaterki. Pisano w recenzjach, że łączy się ona ze spóźnioną edukacją wyrodnej matki, jaką miała być Luba. Podobną drogę, od grzesznicy do upodlonej świętej, przechodzą heroiny w melodramacie macierzyńskim, ale przeniesienie tego schematu do „Dnia w Juriewie” broni się z trudem w interpretacji. Choć relacja między Lubą a synem jest konfliktowa, nie dzieje się między nimi nic, co mogłoby świadczyć o zaniedbaniu wychowawczym z jej strony. Nie wiem też, co ma wskazywać na gotowość przemienionej Luby do dojrzałego macierzyństwa. Nowa umiejętność operowania mopem? Pokorne usługiwanie wszystkim miejscowym ludziom z „podziemia”? Pytania brzmią może kąśliwie, ale ukazują luki w realizmie „Dnia w Juriewie” albo, jak kto woli, anachroniczność obrazu macierzyństwa i wizji kobiecości. Można by przymknąć na to wszystko oko, gdyby stały za tym emocje i trzymająca w napięciu opowieść. Tak się nie dzieje, ponieważ konstrukcja postaci kuleje. Wydają się one jedynie figurami mętnego wykładu o problemie tożsamości współczesnej Rosji.
Nie sądzę, żeby Luba mogła reprezentować jakikolwiek współczesny wzorzec osobowościowy. Z pewnością bohaterka szukająca syna, a właściwie samej siebie, wyraża pęknięcie, które daje się przełożyć na kategorie kultury. Drażniąca w fabule alternatywa: zarozumiała nuworyszka cytująca klasyków albo uniżona sprzątaczka dokarmiająca więźniów wyraża niemożliwość dialogu tradycji z „płynną” nowoczesnością. Obie działają jak magnesy, przyciągając tylko we własnym kierunku. Można się zastanawiać, czy to rzeczywiście palący problem rosyjskiej kultury. Dobrze, że nie musimy odrabiać tej lekcji poprzestając na filmie Serebrennikowa.
Juriew dień
Reżyseria Kiriłł Serebrennikow. Scenariusz Juri Arabow. Zdjęcia Oleg Lukichiow. Muzyka Siergiej Newski. Wykonawcy Ksenia Rappoport (Luba), Roman Szmakow (Andriej), Siergiej Sosnowski (Sieryi), Jewgienija Kuzniecowa (Tatiana), Siergiej Miedwiediew (ojciec Andriej). Produkcja New People, Rohfilm. Rosja – Niemcy 2008. Dystrybucja Vivarto. Czas 137 min
Łukasz Knap, Dzień w Juriewie, „Kino" 2009, nr 9, s. 67-68.
© Fundacja KINO 2009