BAZYL. CZŁOWIEK Z KULĄ W GŁOWIE GRAŻYNA ARATA Jean-Pierre Jeunet oscyluje w swych filmach między światem fantazji a nostalgią, między wizją przyszłości a tęsknotą za przeszłością. Pamiętamy jego debiutancką szaloną symfonię fantastycznych, psychodelicznych wizji pod mylącym tytułem „Delikatessen”, ale jego największym sukcesem stała się „Amelia” – rozbrajająca, nostalgiczna pocztówka Paryża, z Audrey Tautou w roli czarującej czarodziejki. Skrytykowany we Francji za „regresywną i pasywną idealizację” stolicy i jej mieszkańców, Jeunet nakręcił następnie epopeję „Bardzo długie zaręczyny”, która opowiadać miała o przeszłości, ale w kontekście historycznie, politycznie i moralnie słusznym (cierpienia przypadkowych bohaterów podczas I wojny światowej). Obraz ten okazał się, jak dotychczas, najmniej osobisty. Inaczej w filmie „Bazyl. Człowiek z kulą w głowie”. Tym razem Jeunet wypowiada się chyba najswobodniej, bo odnajdujemy w filmie ogół jego fascynacji: fantastykę i nostalgię, wpisane w klasyczny schemat bajkowo-hollywoodzkiej opowieści, w której słaby, nieśmiały bohater pozytywny pokonuje silnego brutala. Scenariuszowy schemat „Bazyla” jest więc wyjątkowo prosty, zainspirowany – jeśli wierzyć krytykom – przez „Mission Impossible” i Indianę Jonesa, chociaż sam Jeunet twierdzi, że zapragnął odtworzyć ducha zabawy z „Toy Story”. Bazyl – Dany Boon w roli smutnego Pierrota, który okaże się równie melancholijny co energiczny – nie ma szczęścia: jego ojca zabił wybuch miny, a on sam stał się ofiarą zabłąkanej kuli, która ulokowała się w jego czaszce zupełnie niechcący i w każdej chwili przerwać może wątłą nitkę życia. Kula zrujnowała spokój egzystencji pasywnego kinomana, podsunęła mu za to życiową misję zemsty na handlarzach śmiercią. W jaki sposób Bazyl – bezdomny, rozkojarzony, naiwny i dobroduszny – poradzi sobie z dwoma bezwzględnymi manipulantami morderczego biznesu? Podejmując misję niemożliwą, która przekształci się w zabawę z jarmarku osobliwości. Bazyla przygarnie bowiem grupa niemal cyrkowych dziwaków, żyjących w atmosferze nie z tej epoki, w otoczeniu przedziwnych, osieroconych przedmiotów, czekających na nowe przeznaczenie i nowe życie (jak w „Toy Story”, zgadza się!). W ekipie „cudownego jarmarku”, dowodzonej żelazną chochelką przez Yolande Moreau (była genialna jako malarka Serafina), spotykają się kreatury wyjątkowe, cierpiące na zdecydowaną niemożność adaptacji do wymagań „współczesnego życia”. To oni właśnie pomogą Bazylowi zniszczyć cynicznych handlarzy bronią, popychając rekinów do bratobójczej, autodestrukcyjnej walki. W ekipie odnajdujemy, między innymi, dziewczynę-plastelinę, lubiącą leżakować w lodówce, człowieczka wyspecjalizowanego w roli armatniego pocisku i genialnego wynalazcę, co to przekształca przedmioty wykorzystane i zapomniane w automaty o kosmicznym przeznaczeniu. Zestaw tych malowniczych osobowości buszuje po Paryżu mitycznym, po zapisanych w pamięci kolektywnej mostach, dworcach, dachach, po nadziemnym metrze i kabarecie Moulin Rouge! Jeunet jak człowiek-orkiestra komponuje dzieło z sekwencji wymyślonych i przemyślanych, w których każdy szczegół ma swoje miejsce, a nieoczekiwane kompozycje detali przeradzają się w obiekty fantastyczne, o nieograniczonych możliwościach ewentualnej interpretacji. Film wciąga widza w świat Jeunetowej wyobraźni, zainspirowanej targiem dziwactw i staroci. Na tym targu nie brakuje postaci, przedmiotów, kulturalnych wzruszeń czy kultywowanych wspomnień. Kamera tłumaczy wynalazki reżysera na język filmowy, powstaje dzieło oryginalne, odmienne od stylistyki klasycznej czy futurystycznej, od filmu autorskiego i od stylu SF. Jest to po prostu dzieło Jeuneta, rozpoznawalne tak, jak rozpoznawalne są filmy Tima Burtona. Szkoda tylko, że rozrost wystylizowanej i wybujałej formy prowadzi do częściowego stłumienia intrygi i do maksymalnego uproszczenia postaci, zredukowanych do papierowej – a raczej cyrkowej – sylwetki. Bazyl, czyli Dany Boon – w pierwszej wersji rolę miał zagrać komik Jamel Debbouze – wpisuje się doskonale w ton wiecznego melancholijnego zdziwienia w stylu największych komików z Chaplinem na czele. Ale nawet Dany Boon ma trudności, aby nie zaginąć w lawinie wynalazków, postaci, ujęć i wizji. Wybujałość formy redukuje siłę emocji. Film oferuje za to bezwzględną przyjemność obcowania ze światem stworzonym przez serce i wyobraźnię zdolnego, genialnego wręcz artysty, jakim jest niewątpliwie Jean-Pierre Jeunet. Podziwiać jak dzieło sztuki – to jest chyba najbardziej optymalny sposób na obcowanie z Bazylem. Człowiekiem z kulą w głowie. Micmacs a tire-larigot Reżyseria Jean-Pierre Jeunet. Scenariusz Jean-Pierre Jeunet, Guillaume Laurant. Zdjęcia Tetsuo Nagata. Muzyka Raphaël Beau. Wykonawcy Dany Boon (Bazil), André Dussollier (Nicolas Thibault De Fenouillet), Nicolas Marié (François Marconi), Jean-Pierre Marielle (Placard), Yolande Moreau (Tambouille), Julie Ferrier (Matka Caoutchouc), Omar Sy (Remington). Produkcja Epithete Films, Tapioca Films, Warner Bros France, France 2 Cinéma, France 3 Cinéma, Orange Cinéma Séries, FR 2 – FR 3, Region Ile-de-France. Francja 2009. Dystrybucja Syrena Films. Czas 105 min Grażyna Arata, Bazyl. Człowiek z kulą w głowie, „Kino” 2010, nr 9, s. 68-69 © Fundacja KINO 2010 |