Od czasu pamiętnego debiutu z roku 2006, „Grbavicy” (Złoty Niedźwiedź w Berlinie), bośniacka reżyserka Jasmila Žbanić konsekwentnie trzyma się tematyki wojny w byłej Jugosławii. Dokładniej – odsłania dramaty i tragedie, jakie stały się udziałem bośniackich muzułmanów, a przede wszystkim muzułmanek, bo to kobiety stoją zawsze w centrum opowieści Žbanić. Przy czym nie tyle rekonstruuje wydarzenia wojenne, co pokazuje ich konsekwencje w powojennym życiu swoich bohaterek.
Tak przynajmniej było do tej pory. „Aida” jest pierwszym fabularnym filmem Žbanić, któremu można bez wahania dodać określenie „wojenny”. Muszę przyznać, że przed projekcją byłem sceptyczny, a nawet podejrzliwy. Z jednej strony pomyślałem, że bałkańska wojna sprzed prawie 30 lat została już opowiedziana przez kino na wszelkie sposoby, trudno więc dodać tutaj cokolwiek nowego. Z drugiej – obawiałem się, że Žbanić, która po „Grbavicy” nie nakręciła nic równie dobrego, sięgnęła po dyżurny temat, znany zachodniej publiczności, by wrócić do światowego obiegu.
Seans „Aidy” rozwiał jednak moje wątpliwości. To z pewnością najlepsza rzecz, jaką podpisała Žbanić. I nie chodzi o to, że film ten mówi nam coś o wojnie w Bośni, czego byśmy jeszcze nie wiedzieli. Bo nie mówi. Przedstawia za to, opartą na faktach, niesłychanie poruszającą historię, której emocjonalna siła jest zaiste nokautująca.
Akcja zaczyna się na chwilę przed wejściem wojsk bośniackich Serbów do Srebrnicy. O tym, że masakra muzułmańskich mężczyzn i chłopców dokonana w lipcu roku 1995 była największym ludobójstwem w Europie od czasów II wojny, wiemy z podręczników najnowszej historii. Wiemy więc także, że w wymiarze ogólnym ta opowieść nie może się skończyć dobrze. Ale jest jeszcze wymiar indywidualny – historia tytułowej Aidy Selmanagić, która pracuje jako tłumaczka dla sił pokojowych ONZ. W czasach pokoju była bowiem nauczycielką angielskiego.
Ze względu na swoją funkcję Aida może się czuć w miarę bezpiecznie. Ale ma męża i dwóch synów. Zdaje sobie sprawę, co ich najpewniej czeka, jeśli dostaną się w ręce Serbów. Robi więc wszystko, by ocalić swoją rodzinę.
Aida jest w ciągłym ruchu. Biega po wypełnionym uchodźcami hangarze wojsk ONZ. Wypełnia swoje służbowe obowiązki, tłumacząc z zaciśniętymi zębami obłudne słowa holenderskich oficerów, a zaraz potem próbuje coś załatwić dla swoich bliskich. Jest niewątpliwie uprzywilejowana, ma przecież bezpośredni kontakt z dowództwem sił pokojowych. Ale i to uprzywilejowanie okaże się złudne. Gdy zawiodą wszystkie znajomości, Aida po prostu zacznie męża i synów ukrywać.
Izudin Bajrović, Boris Ler
Žbanić znalazła świetne medium w osobie aktorki Jasnej Djuričić, grającej Aidę, na której twarzy zmęczenie miesza się z determinacją. Rozwiany włos, identyfikator bujający się na szyi… Chwilami się wydaje, że Aida jest odpowiedniczką zwykłej a „większej niż życie” hollywoodzkiej bohaterki, która uratuje, jeśli nie całą ludzkość, to przynajmniej parę osób. Jakimś żeńskim odpowiednikiem Schindlera. Ale ta historia za nic w świecie nie chce wskoczyć w koleiny hollywoodzkiej narracji.
Aida pozwala sobie na chwilę wytchnienia jedynie w nocy. Rozmawia wtedy ze współpracownikami, z rodziną. Pojawiają się też retrospektywne sceny niegdysiejszego wesela, pokazane w zwolnionym tempie, na którym bohaterka bawiła się ze swoimi sąsiadami. Obrazy utraconego świata.
Kamera od czasu do czasu opuszcza Aidę, by pokazać negocjacje z serbskim dowódcą, generałem Ratko Mladiciem, będącym w interpretacji aktora Borisa Isakovicia kimś pomiędzy sadystą a dobrym wujaszkiem. To wszystko buduje szeroki, epicki kontekst filmu, zwłaszcza że Žbanić świetnie też sobie radzi ze scenami zbiorowymi, ukazującymi bezradny tłum najpierw dobijający się do bram oenzetowskiego azylu, a potem wydany na pastwę wrogiej armii.
Jest także w filmie aspekt rozliczeniowy. Žbanić ostrze krytyki kieruje w stronę personelu i dowództwa sił ONZ, reprezentowanego przez pułkownika Thoma Karremansa i majora Roberta Frankena. Nie dość, że zachowali się oni tchórzliwie i koniunkturalnie, ulegając całkowicie żądaniom Mladicia, to jeszcze okazali się bezdusznymi formalistami, zasłaniającymi się procedurami, rzekomo niemożliwymi do przeskoczenia. Nawet jeśli w wielu kwestiach rzeczywiście zostali przez Serbów (i swoich przełożonych z ONZ) postawieni pod ścianą, to zawsze jeszcze mogli wykazać się odrobiną człowieczeństwa. Myśl, że właśnie ta odrobina była potrzebna, by zmienić może nie Historię przez duże „H”, ale na pewno historię takich osób Aida, jest szczególnie dojmująca.
Žbanić nie podkręca sztucznie temperatury swojego filmu, stawia wyłącznie na emocje zawarte w fabule i grze aktorskiej. Oszczędnie dawkuje muzykę Antoniego Komasy-Łazarkiewicza, nie pokazuje nam także fizycznej przemocy. Mamy na ekranie wyłącznie przemoc psychiczną. Narastający strach, obezwładniającą niepewność i w końcu bezdenną rozpacz. Nawet gdy do przemocy fizycznej wreszcie dochodzi, rozgrywa się ona poza kadrem. Słyszymy tylko jej echa i widzimy konsekwencje.
Oryginalny tytuł filmu brzmi „Quo vadis, Aida?”, a więc „Dokąd zmierzasz, Aido?”. Wprowadza nas to pytanie w ostatnią część, która rozgrywa się już po wojnie. Odpowiedzi jednoznacznej nie ma, choć końcowe ujęcie wskazywałoby na to, że Aida zmierza ku niemożliwej, ale jednak nadziei.
BARTOSZ ŻURAWIECKI
Kino nr 9/2021, © Fundacja KINO 2021
Quo vadis, Aida?
Reżyseria Jasmila Žbanić. Scenariusz Jasmila Žbanić Inspirowany książką Hasana Nuhanovicia „Under the UN Flag”. Zdjęcia Christine A. Mayer. Muzyka Antoni Komasa-Łazarkiewicz. Wykonawcy Jasna Djuričić, Izudin Bajrović, Boris Ler, Dino Bajrović. Bośnia i Hercegowina – Austria – Rumunia – Holandia – Niemcy – Polska – Francja – Turcja – Norwegia 2020. Czas 101 min
Dystrybucja kinowa Gutek Film