„Trudne sprawy, sprawy trudne, sprawy niełatwe, sprawy ciężkie…” – rapuje Kamil, a wtóruje mu sam Jezus Chrystus z koroną cierniową i czapką z daszkiem na głowie. W „Innych ludziach” Aleksandry Terpińskiej flow słów, zapodawanych przez głównego bohatera, unosi filmową Warszawę. Płyną na nich Rossmanny, galerie handlowe, strzeżone osiedla i obskurne klatki schodowe. Można odnieść wrażenie, że cała filmowa rzeczywistość, niekiedy tak podobna do tej zza naszych okien, runęłaby z trzaskiem, gdyby potok słów ustał. U Terpińskiej słowo nie tylko jest na początku, jest też w środku i na końcu. Poza słowem nie ma niemal nic.
Zadanie było karkołomne. Zamienić w obrazy niełatwy językowy świat pisarstwa Doroty Masłowskiej – powieści, której sens realizuje się właśnie w języku. Słowa budują książkowy świat, bo określają horyzont świadomości domorosłego rapera Kamila, który potęgą swojej kreatywności, co prawda przy udziale ziomka-Jezusa, powołuje do życia świat smutny, brudny i szary, w którym rozbłyskujące w mroku światełko okazuje się co najwyżej neonem reklamującym kebab.
W każdej sekundzie filmu czuć, z jak wielką czcią Terpińska podchodzi do książkowego pierwowzoru. Jakby rzeczywiście się obawiała, że ingerencja w słowa spowoduje runięcie świata. Być może się boi, że delikatny wszechświat rozpadnie się jak ten z „Wojny polsko-ruskiej”, nad którym niegdyś pieczę trzymała niejaka Masłoska. Kamil zanurza się więc w Warszawę ulepioną z rozczarowania, niespełnienia, smutku i rozpaczy, nawijając o tym, co tak dobrze znamy z własnej rzeczywistości: o Kartach Moja Biedronka, tanich winach z supermarketu, choinkach w promocji i dietach pudełkowych. Rymami rozmawiają bohaterowie, rymami są wybrukowane ulice, rymami sypią się igły na dywan.
Słowa materializują też pasażerów autobusu, pijaczków pod galerią handlową i manekiny na wystawie; wchodzą oni w dialog z całkowicie niezaskoczonym obrotem sprawy raperem. Ze słów zbudowany jest każdy komponent filmu. Do tego stopnia, że – o ironio! – z powodu adaptacyjnej nadgorliwości dzieje się to, czego Terpińska obawiała się najbardziej. Lekkość rapowego flow niespodziewanie okazuje się ciężarem, pod którym filmowe obrazy się rozpadają. Można odnieść wrażenie, że autorka, tak skupiona na warstwie literackiej, zapomniała, iż kręci film, czyli powinna słowa przekładać na język wizualny. Że jej głównym zadaniem powinno być znalezienie obrazowej ekwiwalencji dla rapowych fraz, nawet kosztem słów.
Marek Kalita, Sonia Bohosiewicz
Rymy więc przyjemnie się plączą, rytm dudni w głowie, a codzienne słowa zostają wyniesione do roli literackiego budulca. Ale za potokiem wyrazów nie nadąża obraz, któremu brakuje potoczystości, wyrazistości i stylu. Kadry są oświetlane konwencjonalnie, scenografia nie kusi ekscentrycznością, którą przesiąknięta jest warstwa śpiewno-dialogowa. Po prostu: filmowi brakuje wizualnego flow.
Podczas seansu wciąż miałem w głowie film Kiriłła Sieriebriennikowa „Gorączka”, którego strona wizualna idealnie nadawałaby się do zilustrowania świata, wykreowanego przez Masłowską. Kamera jest tam w ciągłym ruchu, biega za rozgorączkowanymi bohaterami w długich ujęciach, tworząc z filmowej rzeczywistości kontinuum. Kolory rozbłyskują, zalewają świat pogrążony w malignie, nadając filmowi sensualną wyrazistość. U Terpińskiej natomiast szarzyzna bloków, metaliczność zimnych apartamentów i pstrokacizna witryn sklepowych nie tworzą konsekwentnie znaczeniotwórczej całości.
Trzeba jednak przyznać, że niekiedy kreatywność wizualna dochodzi do głosu – i są to zdecydowanie najlepsze momenty filmu. Gdy fluorescencyjny obraz podnosi temperaturę niespodziewanego uczucia między dwoma mężczyznami na siłowni albo w scenie otwierającej, kiedy kac Kamila objawia się w postaci kosmicznego krążownika przemierzającego galaktykę, czy w tanecznej sekwencji, w której kobieta z klasy średniej daje upust swojemu pożądaniu. Te kilka wizualnych fragmentów funkcjonuje niestety na prawach przerywnika, jakby były wyjęte z zupełnie innego filmu.
Najbardziej film Terpińskiej należy docenić jednak za coś innego. Nie tylko uszanowała ona słowo, ale również ducha powieści Masłowskiej. Pisarka jest tricksterką, która ironią, sarkazmem prześwietla banał naszej kiczowatej codzienności, ale jednocześnie z wielką wrażliwością, wręcz czułością zagląda do ludzkich dusz. Dyskonty, gazetki z promocjami, fast foody, dragi, „Trudne Sprawy”, sprawy niełatwe – ta cała nieciekawa powierzchowność naszego tu i teraz okazuje się tylko zasłoną, która skrywa coś autentycznego, coś, co łączy społeczeństwo ponad klasami, płciami, wiekiem, statusem finansowym: ogromny smutek.
Na szczęście na tę mizerną, oszalałą z samotności Polskę spogląda z góry ziomek w kapturze i koronie cierniowej, którego wejrzenie niesie zadziwiającą nadzieję – że wszystko jest w rękach nie boskich, a ludzkich. Dopiero gdy to zrozumiemy, zaistnieje szansa na wzajemne porozumienie. W końcu inni ludzie to my.
MICHAŁ PIEPIÓRKA
Kino nr 3/2022, © Fundacja KINO 2022
Inni ludzie
Reżyseria Aleksandra Terpińska. Scenariusz Aleksandra Terpińska na podstawie powieści Doroty Masłowskiej. Zdjęcia Bartosz Bieniek. Muzyka Auer. Wykonawcy Jacek Beler, Sonia Bohosiewicz, Magdalena Koleśnik, Marek Kalita, Sebastian Fabijański. Polska 2021. Czas 106 min
Dystrybucja kinowa Warner