Świat w „Red Rocket” tylko pozornie odarty jest z dziecięcej niewinności, którą kojarzymy z poprzednim dokonaniem Seana Bakera. Tak jak we „Florida Project” reżyser maluje prozę ludzkiego życia pastelowymi barwami. Przepuszczając filmową rzeczywistość przez filtr różowych okularów głównego bohatera, Baker nadaje obrazowi niewymuszoną lekkość i naturalność. Trudno stwierdzić, czym tak naprawdę jest „Red Rocket” – komedią ludzką czy dramatem?
Każda, nawet najpoważniejsza scena okraszona jest tu sporą dawką sytuacyjnego humoru i ironii. Dlatego film Bakera przypomina wielowarstwowy tort – wierzch zwieńczony jest kolorową posypką, galaretką i wisienką w postaci Simona Reksa, a spód przypomina rozmiękły biszkopt – pozbawiony smaku, tak jak życie bohaterów. Równie landrynkowa jest oprawa muzyczna – piosenka „Bye bye bye” boysbandu „N sync” to kwintesencja kiczu pierwszej dekady XXI wieku; melodia ta tkwi w głowie jeszcze wiele godzin po seansie.
Mogło by się wydawać, że Mikey Saber spełnił już swoje „american dream” – każdemu napotkanemu nieznajomemu chwali się karierą w branży porno. Wylicza, ile ma wyświetleń w internecie, nazwiska gwiazd, z jakimi pracował, i liczbę złotych statuetek zdobytych w latach świetności. Liczne przechwałki i monstrualne ego bohatera to jednak nic innego jak wyraz wewnętrznej rozpaczy.
Świat Mikeya legł w gruzach, dlatego bez perspektyw i grosza przy duszy opuszcza Los Angeles, by powrócić do rodzinnego miasta. W Teksasie pojawia się niespodziewanie, niczym dawno niewidziany syn marnotrawny. Z siniakami na ciele, w podkoszulce na ramiączkach błaga dawno niewidzianą żonę Lexi o miejsce do przenocowania. Nic, co robi, nie jest bezinteresowne, a każdy jego kolejny krok stanowi element misternego planu podbicia Hollywoodu na nowo. Zachowuje się jak domowy pasożyt, którego żona i niezadowolona teściowa nie potrafią się pozbyć.
Zamiast niesfornych dzieciaków biegających po hotelowych korytarzach, w „Red Rocket” mamy do czynienia z bachorem uwięzionym w ciele dorosłego mężczyzny. Pełen naiwnego optymizmu i wiary w lepsze jutro Mikey przemierza ulice miasta na rowerze, z głową pełną marzeń. Osiedlowa pączkarnia, ze słodką nastolatką pracującą za ladą, staje się dla niego eskapistyczną przystanią, w której puszcza wodze swojej bezpruderyjnej fantazji.
Simon Rex, Bree Elrod
Nawet owocowe imię dziewczyny – Truskawka, wydaje się zbyt urokliwe i infantylne, by mogło być prawdziwe. W rudowłosej nieznajomej bohater dostrzega swoją szansę na wielki powrót do pornobiznesu – „drugą Sashę Grey”, która przyniesie mu sławę i pieniądze. Tytuł „Red Rocket” implikujący intymne skojarzenia nie mógł być bardziej adekwatny. W filmie Bakera nie ma tabu – seks jest Mikeyowi niezbędny jak tlen, a relacji bohatera z siedemnastoletnią Truskawką reżyser ani myśli krytykować. Podobnie nagość nie jest tutaj żadnym wyzwaniem, lecz czymś pierwotnym i bezpretensjonalnym.
Simon Rex to perfekcyjny wybór do roli upadłej gwiazdy porno. I tu zaczyna się robić ciekawie, bowiem życie Simona nie nazbyt odbiega od życia portretowanego przez niego bohatera. 48-letni artysta zaczynał karierę jako aktor w filmach dla dorosłych – zdobył nawet statuetkę AVN Award w kategorii „Best Gay Solo Video”. Swego czasu był modelem, prezenterem MTV, aktorem horrorów klasy B, a nawet raperem. Przez cztery lata był w związku z Paris Hilton, a przez krótki czas spotykał się z samą Meghan Markle. Chyba nie ma zajęcia, którego Rex by się nie imał, i może właśnie dlatego na ekranie wypada tak naturalnie i przekonująco.
Kreacja spalonego słońcem i ziołem kombinatora to brawurowy popis wrodzonego talentu. Filmowy Mikey w wykonaniu Reksa jest jak kameleon sprawnie przystosowujący się do otoczenia – gdy potrzeba, odgrywa rolę opiekuńczego męża, sprząta dom i zajmuje się psem; w wolnym czasie przejmuje funkcje osiedlowego dilera skręcającego jointy striptizerkom i budowlańcom, a po godzinach staje się czarującym podrywaczem nieletnich dziewcząt. Ta postać jednocześnie odpycha i przyciąga, wzbudza politowanie i sympatię. Zapewne każdy lekkoduch i obibok dostrzeże w nim cząstkę siebie.
Czas akcji „Red Rocket” wydaje się początkowo nieistotny – historia Mikeya równie dobrze mogłaby rozgrywać się dzisiaj, jak i dwie dekady temu. W pewnym momencie z telewizyjnej papki, którą na co dzień żywią się Lexi i jej matka, wyłania się Donald Trump i Hilary Clinton walczący o prezydenturę. Jest 2016 rok – Sean Baker ukazuje Teksas jako kwintesencję Ameryki, podzielonej mentalnie i finansowo, której największymi atrybutami są broń i przemoc.
Codzienne problemy ludzi próbujących wiązać koniec z końcem oderwane są tu od politycznego dyskursu. Ilustrując szarą rzeczywistość ludzkich spraw reżyser ujawnia, jak niepostrzeżenie społeczeństwo dzieli się na dwa bieguny przeciwne politycznie, a „trumpizm” zalewa kraj od Idaho po Florydę. Rodzinne miasteczko Mikeya jest zaklętą w czasie metaforą USA, w której nie brakuje bezrobotnych niedobitków, dilerów i wojskowych oszustów. W tym wszystkim tkwi i Mikey, który paląc bletki z motywem flagi Stanów Zjednoczonych uważa się za prawdziwego patriotę. Mimo wielu porażek i upokorzeń nadal naiwnie wierzy w swój „american dream”, który Baker bezlitośnie i konsekwentnie odziera z jakiejkolwiek świętości. Z kolorowego tortu zostają tylko czerstwe okruchy, na które nikt już nie ma ochoty.
DARIA SIENKIEWICZ
Kino nr 3/2022, © Fundacja KINO 2022
Red Rocket
Reżyseria Sean Baker. Scenariusz Sean Baker, Chris Bergoch. Zdjęcia Drew Daniels. Wykonawcy Simon Rex, Bree Elrod, Suzanna Son, Brenda Deiss. USA 2021. Czas 130 min
Dystrybucja kinowa UIP
Rakuten, iTunes