Polski rap nie ma szczęścia do ekranu. Podczas gdy społeczeństwo w dużej mierze otworzyło się już na różnorodność hip-hopu, w kinie wciąż pokutuje wizerunek przygłupiego blokersa z dokumentu Sylwestra Latkowskiego, scementowany w „Jesteś Bogiem” Leszka Dawida czy „Procederze” Michała Węgrzyna.
Film Macieja Bochniaka niestety nie zmienia status quo. Reżyser zdaje się traktować hip-hop z podobną finezją, z jaką potraktował disco polo, któremu poświęcił jedną ze swych poprzednich produkcji. Przy czym tam momentami bywał autoironiczny, tutaj szczątkowy dowcip jest ciężki niczym umysł nierozgarniętego antagonisty o ksywie Baton. Ale poczucie humoru to tylko jedna z wielu rzeczy, z którymi „Freestyle” sobie nie radzi.
Zwiastun sugerował polską odpowiedź na „8. milę”, jednak to mylny trop. Główny bohater Diego nosi podobną czapkę, co alter ego Eminema z tamtego filmu, i dzieli z nim sen o awansie społecznym poprzez rap. Jednakże tego ostatniego w fabule jest jak na lekarstwo: chwila „nawijki” w studiu nagraniowym w prologu, scena koncertowa i epizod słowackiego rapera Rytmusa. Poza tym rap wypełnia głównie ścieżkę dźwiękową. I to rap raczej trzeciorzędny. Żadnego prawdziwego freestyle’u – choć może to i dobrze, biorąc pod uwagę, jak sztucznie nieodzowny element kultury hiphopowej wypadał nawet w tych nielicznych zasadniczo udanych produkcjach z hip-hopem w tle, jak „Chleb i sól” Damiana Kocura czy serial Netfliksa „Infamia” o rapującej Romce.
Freestyle w tytule filmu odnosi się do bezustannej improwizacji w postępowaniu nabuzowanego bohatera, którego Maciej Musiałowski odgrywa z pozą stereotypowego bywalca siłowni. Diego jest trochę jak Piorun ze „Ślepnąc od świateł” Krzysztofa Skoniecznego – dilujący raper, który chce grać jak równy z równym z grubymi rybami półświatka, mimo że pozostaje zaledwie płotką. Tyle że Skonieczny za Żulczykiem puszczał oko w tej roli, zaś Diego jest śmiertelnie serio. Pobity, ostrzelany, sponiewierany – nigdy nie okazuje słabości. I mimo że z każdym krokiem pakuje się w coraz większe tarapaty, nigdy się nie zatrzymuje. Prze niczym walec. Jest niezniszczalny, przez co niewiarygodny – zupełnie inaczej niż postać Adama Sandlera z „Nieoszlifowanych diamentów” braci Safdiech, na które „Freestyle” wyraźnie się ogląda.
I w tym wypadku doprawdy trudno stwierdzić czy mimo wszystko nie byłoby lepiej, gdyby Bochniak i jego współscenarzysta Sławomir Shuty nie przejawiali ambicji wyrastających poza kalkę „8. mili”, skoro w zamian oferują właśnie ni mniej, ni więcej, jak „Nieoszlifowane diamenty” z odzysku. Tym bardziej, że u Safdiech najciekawszy był akurat nad wyraz barwny bohater, grany przez Sandlera „czarny” Żyd obwieszony złotem i bujający się z Afroamerykanami. Zdeprawowany i nerwowy, komiczny, ale i chwilami wzruszający w swojej bezradności.
Paweł Mykietyn, Maciej Musiałowski, Michał Sikorski
Diego analogicznie nie wychodzi z kadru, żyje w ciągłym biegu, odbija się od jednej postaci na swej drodze do innej, niczym piłeczka w pinballu. Ale jest tylko pionkiem, którego zadaniem jest przemieszczanie się z punktu A do punktu B i z powrotem. Trudno się przejąć losem postaci tak pobieżnie naszkicowanej i granej na jednej nucie. Paradoksalnie Musiałowski wypada najlepiej, gdy… rapuje. Słychać, że trenował pod okiem fachowców.
Trzeba natomiast oddać, że „Freestyle” przynajmniej prezentuje solidny drugi plan. Szczególnie Nel Kaczmarek w roli współczesnej femme fatale epoki OnlyFans, jak i Michał Sikorski jako uzależniony od hazardu przyjaciel Diega mają w sobie naturalność i swobodę przed kamerą, jakich nie są w stanie zniszczyć nawet drętwe dialogi.
Film cechuje się też wysokim poziomem energii, a gangsterska Nowa Huta w obiektywie Kajetana Plisa przykuwa uwagę. Zarazem jednak formalnie nic tutaj nie może się równać z „Nieoszlifowanymi diamentami”, gdzie każdy element wchodził w synergię z chaotycznym charakterem bohatera – czy to roztrzęsione zdjęcia Dariusa Khondjiego, eksperymentalna muzyka Daniela Lopatina, czy Altmanowski z ducha montaż dźwięku.
Tam była immersyjność z prawdziwego zdarzenia, u Bochniaka mamy co najwyżej modny teledysk rozciągnięty do pełnego metrażu. Z pretekstową fabułą, z niedorzeczną intrygą, z traktowanymi po macoszemu wątkami pobocznymi, które pojawiają się i znikają niczym w maszynie losującej.
Wiele hałasu o nic – jak najdosłowniej.
PIOTR DOBRY
Kino nr 11/2023, © Fundacja KINO 2023
Freestyle
Reżyseria Maciej Bochniak. Scenariusz Maciej Bochniak, Sławomir Shuty. Zdjęcia Kajetan Plis. Muzyka Joachim Fiut. Wykonawcy Maciej Musiałowski, Nel Kaczmarek, Filip Lipiecki, Michał Sikorski, Roman Gancarczyk, Olek Krupa. Polska 2023. Czas 88 min
Netflix