NAZNACZONY KRZYSZTOF WITALEWSKINazwiska Jamesa Wana i Leigha Whannella kojarzą się przede wszystkim z filmem „Piła”. Ten brutalny horror odniósł niespodziewany sukces komercyjny i stał się początkiem siedmioczęściowej sagi, za której sprawą filmy „gore” na dobre przeniknęły do kina głównego nurtu. Tymczasem już od pierwszych ujęć „Naznaczonego” widać, że najnowsze dzieło duetu Wan-Whannell to film w zupełnie innym tonie. Wysmakowane, nastrojowe zdjęcia otwierających sekwencji ukazują elegancko urządzone przestrzenie. Jedynie osobliwe dźwięki oraz tajemnicze cienie i odbicia wprowadzają zmysłową atmosferę niepokoju. Bohaterami filmu są członkowie rodziny Lambertów – Josh, Renai i trójka dzieci. Poznajemy ich, kiedy wprowadzają się do nowego domu. Jak nietrudno się domyślić, zgodnie z gatunkową konwencją, w domu zaczynają się dziać coraz dziwniejsze i coraz bardziej niepokojące rzeczy. Przedmioty zmieniają położenie, w nieoczekiwanych chwilach krótkofalówka wyłapuje obce rozmowy, cały czas obecne jest nie dające się logicznie wytłumaczyć napięcie. Punktem krytycznym staje się moment, kiedy pewnego ranka najstarszy syn Josha i Renai, Dalton, nie wstaje z łóżka – okazuje się, że jest w śpiączce, której przyczyn nie sposób ustalić. Od tej chwili niesamowite wydarzenia przybierają na sile i intensywności, a tajemnicza choroba dodatkowo podsyca lęk i uczucie zagubienia…
Nie da się ukryć, że film niemal w całości złożony jest z rozmaitych gatunkowych klisz. Jego fabuła jest zupełnie przewidywalna, a postaci bohaterów – jeśli nawet nie pretekstowe, to w najlepszym razie płytkie. Jednak umiejętnie budowane napięcie, precyzyjnie dobrane środki wyrazu i zgrabne wyważenie nastroju niweluje większość mankamentów. Łatwo można wczuć się w atmosferę filmu, zanurzyć w jego świat i raz na jakiś czas poczuć chłodny dreszcz – a więc dostać dokładnie to, czego oczekuje się od klasycznego, czysto rozrywkowego horroru. W „Naznaczonym” można znaleźć kilka scen, które dzięki szczególnie dobrze skonstruowanej akcji, niezłej grze aktorskiej i znakomitej pracy operatora naprawdę zapadają w pamięć. Niestety, twórcom nie udało się utrzymać równie wysokiego poziomu aż do końca filmu. W drugiej części opowieści następuje bezpośrednia konfrontacja z mrocznymi siłami, które dotychczas czaiły się gdzieś poza kadrem, a wtedy cały czar pryska. Rozwiązanie zagadki okazuje się rozczarowująco trywialne, a cała historia z horroru przeradza się w dziwaczny rodzinny melodramat z elementami fantastyki. Na dodatek pozbawiona wcześniejszego uroku opowieść, której zakończenie łatwo odgadnąć, staje się po prostu nudna. Kolejne, coraz bardziej groteskowe sceny zaczynają się dłużyć, nie wnosząc żadnych nowych jakości. Nawet finałowy zwrot akcji nie robi żadnego wrażenia i wydaje się raczej rozpaczliwą próbą ucieczki przed banalnym happy endem niż przemyślanym rozwiązaniem fabularnym. Nic w tym zresztą dziwnego, skoro jest on kopią rozwiązania, które pojawiało się już w zakończeniach wielu innych filmów. Wcześniejszej twórczości Jamesa Wana można wiele zarzucić. Nie da się ukryć, że „Piła” była filmem o odrzucającej estetyce, pełnym nadmiernie wybujałej przemocy, ale także irytująco banalnych rozwiązań fabularnych – zdecydowanie zbyt ekstremalnym jak na popularne kino rozrywkowe, a jednocześnie zdecydowanie zbyt mało wyrafinowanym, by oceniać go w kategoriach kina artystycznego. Z drugiej strony ta opowieść o dwóch mężczyznach, uwięzionych w ponurym laboratorium psychopaty, w którym przestrzeń i czas zostają zawieszone, a człowiek skonfrontowany ze swoimi najgłębszymi lękami i własną niedoskonałością, zmuszony do zwyrodniałej transgresji, poniekąd zaprzeczającej jego człowieczeństwu, stanowiła pewną nową jakość w obrębie głównego nurtu amerykańskiej kinematografii i nic dziwnego, że trwale zapisała się w historii kina. „Naznaczony” jest filmem przyjemniejszym w odbiorze i znacznie bardziej stonowanym. Próżno byłoby jednak doszukiwać się w nim znamion dzieła równie oryginalnego. Gdyby twórcom udało się chociaż utrzymać początkowy nastrój aż do końca filmu i uniknąć niepotrzebnej dosłowności, prawdopodobnie powstałby przynajmniej wysokiej klasy dreszczowiec. Niestety, potencjał ten został zmarnowany.
Insidious Reżyseria James Wan. Scenariusz Leigh Whannell. Zdjęcia David M. Brewer, John R. Leonetti. Muzyka Joseph Bishara. Wykonawcy Patrick Wilson (Josh Lambert), Rose Byrne (Renai Lambert), Ty Simpkins (Dalton Lambert), Andrew Astor (Foster Lambert), Lin Shaye (Elise Rainier). Produkcja Alliance Films, IM Global, Haunted Movies, Automatik Entertainment, Blumhouse Productions. USA 2010. Dystrybucja Vision. Czas 103 min Krzysztof Witalewski, Naznaczony, „Kino" 2011, nr 7-8, s. 97 © Fundacja KINO 2011 |