ALFABET BARBARA KOSECKA
Czy edukacja jest wartością samą w sobie, a powszechny obowiązek szkolny bezdyskusyjnym dobrem naszej cywilizacji? Niezmordowany konflikt dziecko – szkoła trwa przecież w najlepsze, a rodzice z rosnącym rozczarowaniem dochodzą do wniosku, że niezależnie od intencji, koncept szkoły wydaje się skazany na niepowodzenie. „Alfabet” Erwina Wagenhofera, znanego z alterglobalistycznych traktatów „Nakarmimy świat” i „Zaróbmy jeszcze więcej”, przynosi niezbyt pocieszające olśnienie: mieliśmy rację, ze szkołą naprawdę coś jest nie tak.
Nie chodzi o krytykę określonego systemu nauczania ani promocję jakiejś szczególnej reformy. Gdyby szkolnictwo, jakie znamy współcześnie, dało się w ogóle zreformować, musiałaby to być rewolucja. Batalia toczy się nie o szkoły elitarne przeciwstawiane powszechnym, nie o liberalizm konkurujący z rygorem, nie o empirię ścigającą się z teorią czy nauką abstrakcyjnego myślenia – lecz o to, żeby szkoły najlepiej... nie było. Każdy system zorganizowanego nauczania, dowodzi Wagenhofer, zabija naturalny głód wiedzy i ogranicza spontaniczny rozwój oraz kreatywność dzieci. To w szkołach (ba, w przedszkolach!) święci triumfy idea rywalizacji, z natury dzieciom obca, a w konsekwencji wzbudzająca nerwice, lęk i niepewność siebie. To tutaj wychodzi się z założenia, że wszystkie dzieci powinny nauczyć się tego samego w tym samym wieku, niezależnie od ich potrzeb i zainteresowań. Wagenhofer przemawia ustami swoich bohaterów, m.in. brytyjskiego eksperta Kena Robinsona, chińskiego profesora Yanga Dongpinga, francuskiego malarza i twórcy „kreatywnej edukacji” Arno Sterna, by przedstawić sugestywne przykłady. Czyż bowiem nie jest tak, że małe dzieci kiepsko się uczą języka obcego, ponieważ do niczego im on nie służy? Nabywają za to przeświadczenia, że nauka polega na mozoleniu się z jakąś abstrakcyjną wiedzą, która – poza okazjonalnym zbieraniem pochwał dorosłych – do niczego się nie przydaje. Jak zawsze, z niektórymi tezami można polemizować: na przykład, czy nabywane z wiekiem „utorowienie” myślenia (owszem, prowadzące do redukcji tzw. „divergent thinking”, czyli „myślenia alternatywnego”), nie jest po prostu konieczne do przetrwania? Temat „Alfabetu” może wywoływać emocjonujące debaty, lecz styl Wagenhofera odbiega od publicystyki. Jego film rozpoczyna się obrazem z ultrasonografu, na którym widzimy kołyszący się płód, po czym oglądamy serię ascetycznych, skalistych krajobrazów. Skojarzenia rodzą się dopiero po fragmencie wykładu Robinsona o systematycznie marnowanym potencjale ludzkiego umysłu – może chodzi o metaforę tabula rasa, nieograniczonych możliwości, z jakimi się rodzimy? Cały film wypełniać będą takie nieśpieszne, rytmiczne sekwencje obrazów natury i dzieci – bez objaśniającej narracji, bez dopowiadającej muzyki. W jednym z nich na niebie podryguje mały latawiec. „Dzieci są jak latawce, które my, rodzice i nauczyciele, trzymamy na końcu za sznurek. Z jednej strony chcemy, żeby poleciały wysoko, jak najwyżej, ale równocześnie zrobimy wszystko, żeby mieć je pod kontrolą” – tłumaczy Dongping. Podczas gdy chiński pedagog ostrzega przed nerwicą sukcesu, przed pułapką myślenia, że śrubę edukacji należy przykręcać jak najwcześniej („w rezultacie już małe dzieci naraża się na ideę rywalizacji; dzieci wygrywają na początku, ale przegrywają na końcu”), Wagenhofer w zbliżeniach kontempluje twarze młodziutkich chińskich uczniów, pochylonych nad jakimiś testami: po dziecięcemu skupione, ze śmiesznie wykrzywionymi ustami, przygryzające ołówki albo w zamyśleniu popatrujące w dal. Nie ma wątpliwości, z kim powinniśmy sympatyzować w nieustających zapasach dziecka z dorosłymi i szkołą. W dokumencie wypowiadają się nie tylko eksperci, lecz także ludzie, których życie egzemplifikuje tezy Wagenhofera: syn Arno, André Stern, którego rodzice nigdy nie posłali do żadnej szkoły, a jednak naturalne zainteresowania sprawiły, że stał się on fachowcem cenionym w swojej dziedzinie, a także urodzony z zespołem Downa Pablo Pineda (znany u nas z roli Daniela w „Ja też!”), pierwszy w Europie absolwent wyższej uczelni obciążony tą chorobą, zawdzięczający sukces własnej determinacji i nieuprzedzonej, akceptującej rodzinie. To Pablo wygłasza w filmie słowa, które poruszyły mnie najbardziej: „tak naprawdę w życiu liczą się dwie koncepcje: miłości i strachu”. Obie stają się motorem działania, kluczem do naszego życia. Uczenie się, podobnie jak wszystko inne, może być związane z jedną bądź z drugą koncepcją. Edukacja, jaką znamy, alienuje i unieszczęśliwia: uczymy się dlatego, że uczą się inni – a przecież „nie można zmuszać ludzi do edukacji, można ich do niej zaprosić”. System kształcenia, od przedszkola do studiów, czyni nas idealnymi pracownikami korporacji: biernymi i depresyjnymi, doraźnie znajdującymi ukojenie w konsumpcji. Przeglądając malunki swoich licznych wychowanków, Arno Stern podkreśla, że rysując, nie powinno się spełniać niczyich oczekiwań; w rysowaniu powinna być radość. Tylko poprzez tę radość – radość wyrażającą miłość własną i miłość do świata – możemy się skomunikować sami ze sobą.
„Alfabet” to lektura obowiązkowa. Nie dlatego, że warto orientować się w zagadnieniach edukacji. Dokumentalny esej Wagenhofera sięga znacznie głębiej, pozwala nam bowiem zastanowić się nad tym, dlaczego jesteśmy tym, kim jesteśmy. Alphabet Reżyseria Erwin Wagenhofer. Scenariusz Sabine Kriechbaum, Erwin Wagenhofer. Zdjęcia Erwin Wagenhofer. Muzyka André Stern. Wykonawcy Gerald Hüther, Pablo Pineda, Ken Robinson, Arno Stern, André Stern, Yang Dongping. Produkcja Prisma Film, Rommel Film. Austria – Niemcy 2013. Dystrybucja Against Gravity. Czas 113 min Barbara Kosecka, Alfabet, „Kino" 2014, nr 10, s. 81 © Fundacja KINO 2014 |