NASZA KLASA TOMASZ JOPKIEWICZ Gdy w jednej z pierwszych scen filmu widzimy pistolet ojca Joosepa, wiemy na pewno: ta broń musi wypalić. I tak się też w końcu dzieje. Dramaturgiczna konsekwencja i zręczność tego filmu-ostrzeżenia jest jego atutem, ale jednocześnie ograniczeniem. Podział na siedem rozdziałów, które odpowiadają kolejnym dniom tygodnia, sprawia wrażenie mechanicznego i arbitralnego. Reżyser przyznał, że inspirował się dokonaniami Dogmy. W "Naszej klasie" jest wyraźny schematyzm znany z niektórych realizacji sygnowanych certyfikatem sławnego manifestu. "Po pierwsze jestem obywatelem, po drugie reżyserem" - oznajmia twórca filmu. Postawa chwalebna, ale należy pamiętać, że takie deklaracje bywają kokieteryjne, a zdarza się, że i cyniczne. W tym przypadku rzeczywiście niosą doskonale widoczne konsekwencje, choćby oskarżycielski ton, rodem z zaangażowanego telewizyjnego reportażu. Wstrząsnąć, zwrócić uwagę na istotny problem - takie zamiary dyktują emocjonalną aurę filmu, podpowiadają dobór środków wyrazu. Kino lubi sytuacje ekstremalne, telewizja jeszcze bardziej. Reżyser o tym wie, sam był ważną telewizyjną figurą, teraz powrócił do kina i usiłuje strzec się dawnego sposobu myślenia. Czy skutecznie?  "Nasza klasa" ukazuje krok po kroku narastanie klimatu szkolnej przemocy, aż do łatwego do przewidzenia finału. Estoński twórca nie ukrywa, że jednym ze źródeł inspiracji był "Słoń" Gusa Van Santa, innym - opowieści młodych aktorów. Zamiarem Raaga było stworzenie studium zbiorowej odpowiedzialności. A zatem pada jeszcze raz dręczące pytanie: skąd przemoc? Należy się spodziewać - też po raz kolejny - serii publicystycznych, socjologizujących odpowiedzi. Najbardziej narzuca się ta oczywista: obaj prześladowani chłopcy odstają od otoczenia. Joosep, niezręczny i zamknięty w sobie, jest typem kozła ofiarnego. To pełen zahamowań i kompleksów nastolatek, z trudem budujący poczucie własnej wartości. Być może pod wieloma względami przewyższa otoczenie, ale przyczyny nieprzystosowania są dość oczywiste. Ojciec, wojskowy, cierpi na skrzywienie zawodowe. Zapewne jest człowiekiem słabym, ale ukształtowanym w kulcie siły, rozkazu i męskości na pokaz. Na cios trzeba opowiadać ciosem, inaczej nie będą cię szanować. Takie reguły wyznaje - przynajmniej w teorii. Bo w praktyce stacza tylko potyczki słowne z matką Joosepa. Nadopiekuńczą, przedwcześnie postarzałą, bezradną. Z kolei Kaspar, który dość niespodziewanie stanął w obronie pomiatanego Joosepa, wydaje się w lepszej sytuacji. Pochodzi wprawdzie ze wsi, ale jest twardy i uparty, no i całkiem skutecznie zaaklimatyzował się w środowisku miejskim. Dobry sportowiec, równy kumpel, a jego dziewczyna, Thea, należy do najatrakcyjniejszych w klasie, co dodatkowo wzmacnia jego pozycję. Ale wystarczy, że stanie w obronie poniżonego kolegi, a dla klasowego lidera i szefa dręczycieli Andersa stanie się zagrożeniem. Anders ukazany jest jako karykaturalne wcielenie wyobrażeń o zdobywczej męskości. Zawsze chce być w centrum uwagi, nie może ścierpieć żadnej konkurencji. Chciałby mieć pewnie Theę dla siebie, być może jako trofeum, ale przede wszystkim chciałby mieć władzę. Czuje się zagrożony, bo to on decydował, kogo poniżać i wykluczyć z grupy, a kogo tolerować. Kluczowe postaci tej opowieści nakreślone są może niezbyt subtelną kreską, ale przekonująco. Pierwsze starcie prowadzi do coraz bardziej zaostrzającego się konfliktu. Albo buntownicy zostaną złamani i poniżeni, albo władza Andersa się zachwieje. Mamy więc katalog przyczyn triumfów szkolnej przemocy: rodzina pozbawiona autorytetu, walka o dominację w grupie, może jeszcze słabo dostrzegalne początkowo wykorzenienie Kaspara. Z czasem sugeruje się, że jego wiejskie pochodzenie jest bardzo istotne. W mieście - także w szkole - obowiązuje prawo pięści. Kaspar jako jedyny wspomina słowo "honor", które dla niego zdaje się coś znaczyć. Są zasugerowane i kolejne przyczyny: miejski zanik etycznych zasad, materializm. Anders zachowuje się jak rozwydrzony lumpenproletariusz. Ceni firmowe ciuchy, szmal i posłuszeństwo. A zatem Raag oskarża właśnie współczesną hedonistyczną kulturę, kreującą ludzi takich jak Anders na liderów. Nie jest przypadkiem, że na ekranie widzimy przeważnie lekcje z literatury. Diagnoza nie jest specjalnie odkrywcza: kultura "wysoka" jest lekceważona, nikt jej już nie traktuje serio. Współcześni barbarzyńcy po prostu jej nie znają i nie chcą znać. Niektóre pojęcia brzmią pusto, choć nie dla wszystkich. Ale nawet Kaspar, podniośle mówiący o honorze, w imię lojalności wobec grupy waha się, gotów wyrzec się swych wartości w imię "świętego spokoju". Zwłaszcza pod wpływem Thei, choć ona jest dla niego wątpliwym oparciem, bo w obronie Joosepa dostrzega tylko męską pychę i bezwzględną walkę dwóch kogutów o przewodnictwo w stadzie. Z czasem okazuje się, że właśnie ta skłonność do plakatowego ostrzeżenia jest największą wadą filmu. Tak jakby Raag przejmował nadwrażliwość swych młodych bohaterów, ale tylko częściowo. Z drugiej strony brakuje mu dystansu i zmysłu analitycznego. Zaczyna dominować poetyka interwencyjnego reportażu, w którym jasno rozdzielone są racje, a wątpliwości konsekwentnie usuwane. Szkoda, bo miejscami udawało się ją skutecznie przekroczyć. Zwłaszcza w ukazywaniu reakcji na przemoc w klasowej społeczności. Udało się uniknąć pokazywania klasy jako całkowicie bezwolnej tłuszczy, ulegającej podszeptom brutalnego lidera. Są podejmowane próby ograniczenia jego wpływów, nieśmiałe, ale całkiem wyraziste. Problem polega jednak na tym, że Raag nie zamierza wcale powstrzymywać lawiny. Eskalacja przemocy wydaje mu się pewnie nie tylko społecznie użyteczna, ale i filmowo efektowna. Świadczy o tym choćby rysunek postaci Andersa i jego popleczników, dążących do przejęcia władzy. Ten założony z góry fatalizm jest największą wadą "Naszej klasy". Tam, gdzie ten mechanizm próbuje się podważyć, film staje się najciekawszy. Dość łatwo można sobie wyobrazić, jak przy delikatnym przesunięciu akcentów ta historia nabiera o wiele bogatszych znaczeń. Oto przemoc zostaje zatrzymana, na przykład, przez spóźnioną, ale jakoś skuteczną, interwencję dorosłych, albo też - co bardziej prawdopodobne - przez kontrprzemoc ze strony Kaspara. Czy pozbawiony swej pozycji, pokonany Anders stałby się lepszym człowiekiem? A co z poczuciem honoru Kaspara? Czy zastąpiłoby je przekonanie o własnej mocy i sile jako sposobie rozwiązywania konfliktów? To niepokojące pytania, które jednak nie padają. Skrajna desperacja jest bardziej fotogeniczna, a sama opowieść łatwiejsza do strawienia, bo dziwnie znajoma. Ale szok spowszedniał, jest traktowany jako element medialnej codzienności. Prawdziwie prowokacyjne byłoby powstrzymanie się od inscenizowania masakry, ale uważna obserwacja wewnętrznych spustoszeń, jakie wywołuje codzienne obcowanie z przemocą. To jednak zadanie żmudne i mało efektowne. Łatwiej zafundować widowni rzekome katharsis. Pytanie tylko, czy takie działanie na dłuższą metę nie jest szkodliwe, pozbawione deklarowanego "obywatelskiego" znaczenia? Klass Reżyseria Ilmar Raag. Scenariusz Ilmar Raag. Zdjęcia Kristjan-Jaak Nuudi. Muzyka Timo Steiner, Paul Oja, Martin "Eskimo" Kallasvee. Scenografia Eva-Maria Gramakovski. Wykonawcy Vallo Kirs (Kaspar), Pärt Uusberg (Joosep), Lauri Pedaja (Anders), Paula Solvak (Thea), Mikk Mägi (Paul), Riina Reis (Riina). Produkcja Amrion Productions, Eesti Televisioon, Estonia 2007. Dystrybucja Vivarto. Czas 99 min. Tomasz Jopkiewicz, Nasza klasa, „Kino” 2008, nr 10, s. 77-78.
© Fundacja KINO 2008 |