GŁOŚNIEJ OD BOMB SEBASTIAN SMOLIŃSKI
Świat w filmach Joachima Triera ulepiony jest z prywatnych klęsk i trudnej do przekroczenia samotności. Życie bohaterów zostało naznaczone ciężkim doświadczeniem, po którym nie ma już powrotu do zwyczajnej egzystencji. W „Oslo, 31 sierpnia” wychodzący z wieloletniego nałogu narkotykowego Anders nie widzi dla siebie miejsca wśród starych znajomych i rodziny. Jego jednodniowa odyseja po norweskim mieście to odraczanie nieuniknionego, stopniowe znikanie z rzeczywistości, która straciła wszelką barwę i sens. W „Głośniej od bomb”, pierwszym anglojęzycznym filmie reżysera, nowojorska rodzina nie potrafi się wydobyć z żałoby po śmierci matki i żony, która zostawiła po sobie archiwum reporterskich zdjęć i kilka tajemnic. Jej zniknięcie to dla bliskich wciąż niezagojona rana, tragiczna wyrwa, która doprowadza ich życie osobiste do kryzysu.
Trier nie boi się granicznych tematów, które podejmuje z północnoeuropejską wstrzemięźliwością. Jeśli twórców ze Skandynawii kojarzymy z kinem działającym bez znieczulenia, potrafiącym pozbawić nas złudzeń co do siły międzyludzkich więzi, to Norweg bez wątpienia przynależy do tej tradycji. „Głośniej od bomb” łączy jednak narracyjny chłód z ciepłem emanującym z aktorów (na czele z Jessem Eisenbergiem i Gabrielem Byrne’em); analizę traumatycznej sytuacji z subiektywnymi obrazami fantazji i marzeń. Trier patrzy uważnie, jak ojciec i dwaj synowie żyją cały czas w cieniu matki, Isabelle Reed (Isabelle Huppert), wybitnej fotografki wojennej, której samobójstwo ukrywane jest przed młodszym synem i opinią publiczną. Podczas przygotowań do wystawy poświęconej Reed jeden z jej niegdysiejszych współpracowników szykuje artykuł, w którym ma zamiar jasno napisać, że zderzenie samochodowe, w wyniku którego zginęła, nie było bynajmniej nieszczęśliwym wypadkiem. Postać grana przez Huppert regularnie nawiedza złożoną już wyłącznie z mężczyzn, przygaszoną emocjonalnie rodzinę. Choć w filmie nie ma wielu retrospekcji, aktorka jest w nim obecna cały czas: na zdjęciach, w telewizyjnych kronikach i w wyobraźni młodszego syna Conrada, który ma do matki dwuznaczny, niemal erotyczny stosunek. „Głośniej od bomb” pokazuje kilka rodzajów cierpienia, być może nierównych sobie, a przede wszystkim nieporównywalnych. Z jednej strony, Isabelle szukała opisywanego przez Susan Sontag „widoku cudzego cierpienia”, którego obrazy – uchwycone w toczonych biedą i wojnami krajach – przyniosły jej sławę i uznanie. Z drugiej strony, w nieustannym bólu pogrążona jest jej rodzina: najpierw dlatego, że Isabelle zwykle nie było w domu, potem z powodu niezakończonych spraw, jakie po sobie pozostawiła. Ich namacalnym śladem jest archiwum fotografki, do którego przez kilka lat nikt z rodziny nie chciał zajrzeć. Jego kłopotliwą zawartość starszy syn postara się na wszelki wypadek ukryć. Na planie intymnej psychodramy film zbliża się do „Body/Ciało” Małgorzaty Szumowskiej – innej opowieści o tym, jak trudno ocalić rodzinę, która w nieoczekiwanym momencie stała się wybrakowana i ułomna. Trier jest jednak bardziej zachłanny i znacznie mniej zdyscyplinowany. Pragnie stworzyć portret wnętrza każdego z mężczyzn, mieszając realistyczne sceny dialogowe z wymyślnymi konceptami wizualnymi (scenę czytania fabularyzowanego pamiętnika Conrada ilustruje montażem skojarzeniowym, w którym na plan pierwszy wybijają się ujęcia gnijących w przyśpieszonym tempie zwierząt i roślin). Wychodzi mu jednak z tego zaledwie zlepek opowieści, z których na dodatek każda ciągnie widza w swoją stronę. Naświetlają one z różnych perspektyw kondycję pojedynczej rodziny, ale nie zazębiają się ze sobą, by stworzyć bardziej spójną, wielowymiarową historię. Poza tym całość jest przekombinowana, składa się z szeregu zapoczątkowanych ale nierozwiniętych wątków.
Trudno też nie uznać, że tytuł filmu to dość buńczuczna deklaracja. Powracającym motywem jest w „Głośniej od bomb” wojna: ta fotografowana przez Isabelle i ta, w którą gra na komputerze Conrad. Te dwa światy – rzeczywistej śmierci i jej atrakcyjnej symulacji – właściwie się nie spotykają, nie ma też między nimi intelektualnego tarcia. Jeśli Trier sugeruje, że wsobny dramat rodzinny jest „głośniejszy” niż problemy ludzi spoza zachodniej strefy ekonomicznego komfortu, to można przekornie zapytać, czy z nowojorczykami w kryzysie w ogóle łatwo nam się utożsamić. Może po wysypie filmów o traumie, które pojawiły się w kinach po 11 września, na rozterki kolejnej dobrze sytuowanej amerykańskiej rodziny robimy się powoli zobojętniali? A może własnym cierpieniem po prostu nie sposób się z nikim podzielić? Louder Than Bombs Reżyseria Joachim Trier. Scenariusz Joachim Trier, Eskil Vogt. Zdjęcia Jakob Ihre. Wykonawcy Jesse Eisenberg (Jonah), Isabelle Huppert (Isabelle Reed), Gabriel Byrne (Gene Reed), Devin Druid (Conrad Reed), Amy Ryan (Hannah Brennan), Rachel Brosnahan (Erin), David Strathairn (Richard Weissman). Produkcja Animal Kingdom, Arte France Cinéma, Beachside, Bona Fide Productions, Memento Films Production, Motlys, Nimbus Film. Norwegia – Francja – Dania 2015. Dystrybucja Aurora Films. Czas 105 min Sebastian Smoliński, Głośniej od bomb, „Kino" 2016, nr 4, s. 76 © Fundacja KINO 2016 POLECAMY: wywiad z Joachimem Trierem w papierowym wydaniu „Kina” 4/2016 |