IDOL Z ULICY ARTUR ZABORSKI
Niech cię usłyszą! — tak mogłoby brzmieć hasło reklamowe najnowszego filmu Hany’ego Abu-Assada („Paradise Now”, „Omar”). Twórca pokazuje, jak ciężko przebić się Palestyńczykom ze swoim głosem przez mur okalający ich kraj. Bohaterem czyni reżyser Mohammeda Assafa, chłopaka ze Strefy Gazy, który przed kilku laty wygrał program „Arab Idol”. Był jednym z zaledwie kilku Palestyńczyków, którzy zgłosili się na eliminacje. Gatunkowo film stanowi zręczny mariaż kina biograficznego i muzycznego – dynamiczny, kolorowy, zrealizowany z przytupem i humorem. Najpierw oglądamy wyjątkowo pomysłowego, żywiołowego i przedsiębiorczego bohatera w wieku dziecięcym, na tle obrazów z życia prawdziwej Palestyny. Kamera Ehaba Assala trafia w mało oczywiste miejsca — przenosi się ze sklepu z instrumentami muzycznymi na arabskie wesele, a stamtąd do typowego palestyńskiego domu, w którym codziennością są przerwy w dostawie prądu.
Ta część jest najbardziej migawkowa i niewinna. Małoletni bohater nie ma jeszcze świadomości sytuacji, w której znajduje się jego ojczyzna, dlatego może pozwolić sobie na typowe dla swojego wieku marzenia: zrobić karierę, zdobyć sławę, korzystać z życia. Bariery i ograniczenia nie mieszczą się w jego młodej głowie. Przeskok czasowy do momentu, kiedy Mohammed wchodzi w dorosłość, pcha scenariusz w stronę romantycznej ballady. Assaf pojął już mechanizmy rządzące Palestyną. Jest — tak mu się przynajmniej wydaje — zbuntowanym bardem, który w odróżnieniu od kolegów nie ma jednak ochoty wskakiwać na barykady z koktajlem Mołotowa, by rzucać go w stronę Izraelczyków. Chce, by dano mu święty spokój, pozwolono kochać, śpiewać i uwolniono od wszędobylskiej polityki, która wdziera się nawet w muzykę. Ta bowiem dzieli się, w opinii patriarchów palestyńskiej społeczności, na pieśni patriotyczne, religijne i te, które służą jedynie bezrefleksyjnej rozrywce, a więc obrażają Boga. Bohater widzi dla siebie dwie opcje: albo śpiewać po swojemu, albo nie śpiewać w ogóle. Reżyser nie przecenia wagi jego decyzji. Egzaltacja chłopaka momentami nas wzrusza, a momentami zwyczajnie irytuje. Assaf jest tak zdeterminowany, by wziąć udział w telewizyjnym show, że ryzykuje wszystko. Żeby dostać się na castingi w Egipcie, nielegalnie przekroczy granicę, co oznacza, że może nie zostać tam ponownie wpuszczony. Akurat ten wątek ma najwięcej bajkowego lukru, bowiem bohater spotyka na swojej drodze reprezentantów opresyjnego systemu, którzy słysząc śpiew Assafa, pokazują ludzką twarz. Bohater staje wreszcie przed telewizyjnymi kamerami i demonstruje światu swój talent. I tu pojawia się refleksja najciekawsza. Abu-Assad zadaje pytanie, czy Palestyńczycy w jakikolwiek sposób mogą się od politycznych uwikłań uwolnić. Assaf spełnia marzenia, swoim śpiewem wywołuje łzy wzruszenia, porywa publikę, w mgnieniu oka staje się sławny. Ale dopiero kiedy udziela pierwszych wywiadów, zdaje sobie sprawę, że nie mówi wyłącznie za siebie, lecz w imieniu całego narodu.
Przemiana bohatera ma słodko-gorzki smak. Z jednej strony cieszy się, że wziął się z życiem za bary i stał się, poniekąd, przywódcą. Z drugiej — przekonuje się, że skóry Palestyńczyka nie uda mu się zrzucić i całe życie będzie więźniem narodowej tożsamości. O tym bardzo dobrze wie reżyser, który z rolą rzecznika Palestyny musiał pogodzić się już dawno (sam uciekł na studia do Holandii, w której — podając się za Żyda — przez lata pracował w telewizji). Z każdym kolejnym dziełem daje dowód, że radzi sobie w tej roli coraz lepiej. Ya Tayr El Tayer Reżyseria Hany Abu-Assad. Scenariusz Hany Abu-Assad, Sameh Zoabi. Zdjęcia Ehab Assal. Muzyka Hani Asfari. Wykonawcy Tawfeek Barhom (Mohammed Assaf), Eyad Hoorani (Ali). Produkcja Cactus World Films, Fortress Film Clinic, Full Moon Productions, Mezza Terra Media. Argentyna – Palestyna 2015. Dystrybucja Monolith. Czas 100 min Artur Zaborski, Idol z ulicy, „Kino" 2016, nr 6, s. 83-84 © Fundacja KINO 2016 |