LAMENT LUDWIKA MASTALERZ
Zbyt krwawy na komedię, zbyt zabawny na horror i zbyt groteskowy na dramat – tak najkrócej opisać można typowy film koreański odnoszący sukcesy na międzynarodowych festiwalach. Spory w tym udział Hong-jin Na, którego kolejne produkcje regularnie znajdują drogę do Cannes. W trzech pełnometrażowych dziełach reżyser wykazuje niezmiennie zainteresowanie tymi samymi motywami: symboliką katolicką, złem możliwym do uniknięcia, egoizmem i opieszałością struktur państwowych oraz skrajnym cierpieniem, które dotknąć może nawet niewinne dziecko. Debiutanckie „W pogoni” przełamywało schematy policyjnego thrillera – film rozkręcał się na dobre, kiedy w jego amerykańskim odpowiedniku wjechałyby napisy końcowe. Schwytanie mordercy okazało się zaledwie preludium do pełnego niekonsekwencji i absurdu procesu zamknięcia sprawy i ocalenia niedoszłych ofiar. Procesu, w którym ogniskują się wady, małostkowość i intelektualne ograniczenia bohaterów, a napięcie emocjonalne zastępuje kluczową dla thrillera tajemnicę. Sięgający do motywów nierozerwalnie związanych z horrorem „Lament” równie umiejętnie jak jego poprzednik balansuje nieustannie między slapstickiem a rzezią, równocześnie przesuwając granice chwytów dozwolonych w kinie gatunkowym. W górskiej wiosce na południowo-koreańskiej prowincji od jakiegoś czasu powtarzają się makabryczne zabójstwa. Nie są one jednak dziełem seryjnego mordercy, ale samych mieszkańców, którzy w dziwnym szale rzucają się na swoich bliskich lub sąsiadów. Choć policja co pewien czas dostaje zeznania świadków, wskazujących na sędziwego Japończyka – nowego mieszkańca – podejrzewa raczej, że wszystkiemu winne są halucynogenne grzyby. Wydawałoby się, że po takim otwarciu łatwo przewidzieć dalszą konstrukcję filmu – eskalację dramatycznych zdarzeń aż do krwawego finału. Reżyser znajduje jednak zaskakująco dużo przestrzeni do portretowania bohaterów i poszerzenia pejzażu otaczającego ich świata. Codzienność konsekwentnie kontrapunktuje koszmar. Leniwi policjanci prowadzą niespieszne rozmowy, jakby mimochodem łącząc logicznie kolejne zdarzenia. Miejsce zbrodni może poczekać, nie można przecież jechać do pracy bladym świtem i to jeszcze o pustym żołądku. Fizjonomia i reakcje głównego bohatera same w sobie wystarczają, by wprowadzić humor między piętrzące się okaleczone ciała – dopóki nie dotknie go osobista tragedia, pozostanie fajtłapowatym, strachliwym i niespecjalnie rozgarniętym grubaskiem. Mimo obecności elementów komediowych, „Lament” sprawnie działa też jako horror. Napięcie budowane jest z wykorzystaniem przyrody, która w oka mgnieniu z prowincjonalnego błogostanu zmienia się w drapieżny i przerażający żywioł: złowrogi las tonie w deszczu i błyskawicach, kamera nie ucieka od drastycznych obrazów rozszarpanych zwierząt. W najefektowniejszej scenie, w której „Lament” otwarcie prowadzi dialog z „Egzorcystą” i narosłą na nim tradycją filmów o wygnaniu demona, intensywność podkręca jeszcze dźwięk: ogłuszająca kakofonia rytualnych dzwonków, bębnów i piszczałek. Ta pozorna niespójność tonalna jest jednak znakiem firmowym kina Hong-jin Na, kina bez ograniczeń, które korzystając z różnorodnych tropów gatunkowych nie czuje się zobowiązane do ich przewidywalnej kontynuacji. Być może dlatego w „Lamencie” jest miejsce i na komentarz do historycznego statusu Japończyka w społeczno-politycznym krajobrazie Korei, i na przeciwstawienie pradawnych szamańskich tradycji żywemu także dziś chrześcijaństwu. Spinająca obraz rama celowo nie daje jednoznacznej odpowiedzi co do przyczyn tragedii. Reżyser zdaje się mówić, że rzeczywistość rzadko dostarcza jednoznacznych odpowiedzi, a decyzje musimy podejmować w oparciu o przekonania i poszlaki. Czy morderstwa są efektem działania halucynogennych grzybów i zakaźnej choroby? Czy może winny wszystkiemu jest japoński szaman, który próbując zwiększyć swą moc, padł ofiarą demona, zmuszającego go później do składania kolejnych ofiar? A może film jest klasycznym moralitetem, w którym Szatan i Bóg zakładają się znowu o nasze dusze? Finalne milczenie reżysera dowodzi tylko jego formalnej maestrii i niezachwianej konsekwencji. Gok-seong Scenariusz i reżyseria Hong-Jin Na. Zdjęcia Kyung-Pyo Hong. Wykonawcy Do-Won Kwak (Jong-Goo), Jeong-Min Hwang (szaman), Woo-Hee Cheon (tajemnicza kobieta), Jun Kunimura (obcokrajowiec). Produkcja 20th Century Fox, Ivanhoe Pictures, Side Mirror. Korea Południowa 2016. Dystrybucja Mayfly. Czas 156 min Ludwika Mastalerz, Lament, „Kino" 2016, nr 12, s. 74 © Fundacja KINO 2016 |