KONWÓJ ARTUR ZABORSKI
Naczelna zasada Waldemara „Nowego” Morawca z filmów Władysława Pasikowskiego: „My, psy, musimy trzymać się razem”, mocno się przez dwadzieścia kilka lat zdezaktualizowała. Policjanci dziś, przynajmniej w polskim kinie, grają nieczysto, głównie przeciwko sobie. Skrajną formę tych knowań oglądaliśmy w „Drogówce” Wojciecha Smarzowskiego, w której – jak to u tego reżysera – wódka leje się strumieniami, a sprawiedliwość okazuje się mrzonką. Ostatni sprawiedliwi dawno przeminęli z wiatrem. W filmie Macieja Żaka też nie jest wesoło, choć akurat humoru w nim nie brakuje. Ale uśmieje się głównie branża filmowa, kiedy usłyszy, że dwaj zwyrodniali skazańcy, którzy mają być eskortowani przez policjantów do szpitala psychiatrycznego, noszą nazwiska Kulesza i Więcek. Skojarzenia z Agatą Kuleszą i Marzeną Więcek wydają się nieprzypadkowe. Oczywiście, aktorek w filmie raczej nie zobaczymy, bo to typowo męskie kino. Przez chwilę mignie na ekranie Agnieszka Żulewska, ale jej postać nic do fabuły nie wnosi, podobnie jak innych epizodycznych kobiet. Analogie z „Psami” dotyczą więc także kwestii genderowych. Żak, tak jak w latach dziewięćdziesiątych Pasikowski, robi kino typu macho, które bawi się w naśladowanie Hollywoodu. Bawi się to zresztą słowo klucz, bo scenariusz szyty jest tak grubymi nićmi, że trudno posądzać go o związki z rzeczywistością. Ale przecież takie kino nie jest zwierciadłem przechadzającym się po gościńcu, tylko próbą stworzenia wyrobu gatunkowego. W swoim rzemiośle Żak dostał już tytuł czeladnika, dzięki „Supermarketowi”, który okazał się trzymającym w napięciu thrillerem. Reżyser ewidentnie lubi ciasne przestrzenie, bo w „Konwoju” spora część akcji dzieje się w policyjnej furgonetce. Twórca ma nosa do współpracowników, gdyż na tej mikroprzestrzeni dobrą robotę wykonali i odpowiedzialny za zdjęcia Michał Sobociński, i scenografka Ewa Skoczkowska, i aktorzy. Jeśli jednym samochodem jadą Robert Więckiewicz, Łukasz Simlat, Przemysław Bluszcz i Ireneusz Czop w towarzystwie młodego-zdolnego Tomasza Ziętka, musi być im za ciasno. Walka o uwagę i przewagę rozpoczyna się w chwili odpalenia samochodu: testosteron napędza ciała, instynkt drapieżcy uruchamia się szybciej niż silnik auta, a prymitywna potrzeba zaznaczenia swojej pozycji powoduje, że coraz bardziej zbędne stają się procedury, których policjanci mieli przestrzegać. Wszyscy grają zgodnie z konwencją twardych chłopów, „prawdziwych mężczyzn” – ich dłonie same składają się w zaciśnięte pięści, a wszelkiej maści wulgaryzmy robią za przecinek. Dostali panowie szansę lania się po mordach, strzelania i wydawania rozkazów. Gdyby ten film powstał w latach dziewięćdziesiątych bądź na początku XXI wieku, przepadłby z kretesem, bo podobnych pretekstowych dla mordobicia fabuł mieliśmy na pęczki. A dziś – proszę – jest jednym z nielicznych w swoim gatunku. Chociaż współcześni reżyserzy znad Wisły nie uciekają przed obrazami rzezi, wojen, ludobójstw, przemocy domowej i innych patologii, to historii przemocy, należących do kina rozrywkowego, można w nim szukać ze świecą. Może właśnie dlatego ogląda się to wszystko z ciekawością, choć ewidentnie w paru momentach zabrakło pomysłów na rozwiązania fabularne. Kuleje zwłaszcza naciągana końcówka, wadliwa także pod względem montażu, czasem zbyt skrótowego, wprawiającego w konfuzję i wyrywającego z zaangażowania w akcję, która staje się nielogiczna. Problemem może też być to, że reżyser niespecjalnie troszczy się o psychologię postaci; ważniejszy jest dla niego konflikt, rozgrywający się pomiędzy stereotypowymi bohaterami. W świecie przedstawionym każdy ma coś na sumieniu, zatarł się klasyczny podział na dobrego i złego glinę, „psa” z zasadami i bez nich. A mimo to, postaci i tak da się przyporządkować do znanych typów: od początku wiemy, kto przejdzie inicjację, w kim obudzi się sumienie, kto okaże się tylko pionkiem w grze, a kto ma ręce tak brudne, że nie zawaha się ni chwili, żeby ubrudzić je jeszcze bardziej. Zaskoczeń nie będzie, scenariuszowa wolta nie zaszokuje na tyle mocno, by film okazał się czymś więcej niż tylko popisem warsztatu i zdanym na czwórkę z plusem sprawdzianem z gatunku. Konwój Reżyseria i scenariusz Maciej Żak. Zdjęcia Michał Sobociński. Muzyka Antoni Komasa-Łazarkiewicz. Wykonawcy Janusz Gajos (Nowacki, dyrektor więzienia), Robert Więckiewicz (sierżant Zawada), Ireneusz Czop („Nauczyciel”), Przemysław Bluszcz (sierżant Berg), Tomasz Ziętek, Łukasz Simlat. Produkcja Profil Film. Polska 2016. Dystrybucja Kino Świat. Czas 92 min Artur Zaborski, Konwój, „Kino" 2017, nr 1, s. 73 © Fundacja KINO 2017 POLECAMY: wywiad z Maciejem Żakiem w papierowym wydaniu „Kina” 1/2017 |