OSTATNI W ALEPPO SEBASTIAN SMOLIŃSKI
W ciągu ostatnich kilku lat, kiedy zagładzie ulegało prawdziwe Aleppo, w kulturze wizualnej utrwalał się na poły mityczny obraz miasta śmierci: miejsca, w którym nie sposób dalej żyć, ale mimo to tysiące ludzi nie mogą – lub nie chcą – go opuścić. To drugie Aleppo znamy z filmików nakręconych przez drony, które niczym widmo przelatują nad doszczętnie opustoszałym i zrujnowanym miastem; z dziennikarskich zdjęć i amatorskich nagrań wideo udostępnianych w sieci i w telewizji. Niewiele jest miejsc i obrazów równie ikonicznych dla globalnego kryzysu uchodźczego. Dlatego też pełnometrażowy dokument „Ostatni w Aleppo” to w pewnym sensie wyczekiwany cud – suma wszystkich syryjskich dramatów i strachów, ubrana w formę reportażu z pola walki o ochotnikach, których codzienną rutyną jest ratowanie ofiar nalotów lotniczych, najczęściej uwięzionych pośród zwałów gruzu. W pierwszych scenach poznajemy Khalida, Mahmouda i Subhiego, wolontariuszy Białych Hełmów, którzy znajdują się w stanie ciągłej gotowości, nie mogąc przewidzieć, gdzie i kiedy będzie miał miejsce kolejny atak. Choć dzięki rozmowom między nimi dowiadujemy się trochę o ich przeszłości i sytuacji osobistej (Mahmoud okłamuje rodziców, że wraz z młodszym bratem Ahmedem pracuje w Turcji; Khalid, ojciec dwóch córek, ciągle rozważa ucieczkę z miasta), to naprawdę film Firasa Fayyada ma bohatera zbiorowego: syryjskich mężczyzn, którzy w sytuacji beznadziejniej stworzyli silną wspólnotę i przejęli funkcje nieistniejącej tu lokalnej władzy. „Ostatni w Aleppo” to dokument szorstki i partyzancki – nie ma żadnych wątpliwości, że powstawał w ekstremalnych warunkach, w samym środku współczesnego wojennego piekła, które pochłania także dzieci i cywilów. A jednak kiedy widzimy, że sceny ukazujące szczątkowe życie prywatne i odpoczynek bohaterów są nakręcone równie niedbale jak sceny akcji ratunkowych, odnosimy wrażenie, że i trzęsąca się kamera jest tu czymś więcej niż koniecznością. Film Fayyada przychodzi do nas, widzów oddalonych od Syrii o tysiące kilometrów, niczym wyczerpująca opowieść z frontu, podkreślająca własną wiarygodność, starająca się przekonać, że oferuje niezapośredniczony wgląd w to, co dzieje się w mieście Białych Hełmów. Podobnie jak bardziej statyczny i wystudiowany „Fuocoammare. Ogień na morzu” Gianfranco Rosiego – inny dokument o miejscu kluczowym z geopolitycznego i humanitarnego punktu widzenia – „Ostatni w Aleppo” oddaje hołd bohaterom strasznej teraźniejszości, a zarazem próbuje tę teraźniejszość i aktualność przekroczyć, by nadać trudnemu do wyobrażenia i opisania doświadczeniu konkretną formę. Chociaż w pamięć zapadają przede wszystkim pojedyncze epizody – na czele z próbą zidentyfikowania oderwanej od reszty ciała stopy przez zebraną wśród zgliszczy grupkę – to Fayyad buduje też mimochodem portret miasta, które zamieniło się w ruinę. W momencie kręcenia filmu największym problemem mieszkańców Aleppo były rosyjskie naloty, po których całe kwartały obracały się w pył. Pustynny, jałowy charakter tego, co zostało, nadaje filmowi prawdziwie postapokaliptyczny charakter, potęgowany jeszcze przez mieszankę zdjęć dziennych i nocnych, w których spadające bomby tworzą chwilowe, intensywne rozbłyski światła. Widziane przez ten pryzmat Aleppo jawi się jako miejsce, gdzie fantastycznonaukowe scenariusze o ostatnich ludziach na Ziemi stają się tragiczną rzeczywistością – transmitowanym na cały świat dowodem na totalne bestialstwo nierównej walki. W nagrodzonym na ostatnim Berlinale „Po tamtej stronie” Akiego Kaurismäkiego uchodźca z Aleppo Khaled dostaje od fińskich władz odmowę azylu, gdyż, według najnowszych informacji, jego rodzinne miasto jest bezpieczne i w pełni nadaje się do zamieszkania. Smutna ironia Kaurismäkiego nabiera w kontekście „Ostatnich w Aleppo” zdwojonej siły. Dokument o działalności Białych Hełmów jest jedną wielką kroniką znikania i gaśnięcia: codziennie na oczach mieszkańców giną ich sąsiedzi, siły opozycji słabną, coraz mniej budynków nadaje się do choćby prowizorycznego pomieszkiwania, a nad wszystkim unosi się duch fatalizmu i przeczucie nadchodzącego końca. Khalid, Mahmoud, Subhi i inni mężczyźni (kobiet w tym filmie właściwie nie ma) walczą o to, by za wszelką cenę podtrzymać w Aleppo codzienne życie i opór wobec dyktatora Baszara al-Asada, choć ich wysiłki przypominają dmuchanie w dogasające ognisko. „Ostatni w Aleppo” to także tren dla ofiar syryjskiej wojny, a w szczególności dla ważnego członka Białych Hełmów i bohatera filmu, który zginął niedługo po zakończeniu zdjęć. Powtarzającą się w dokumencie metaforą wizualną, wyrażoną wprost już na samym początku, jest akwarium z rybkami, które – odgrodzone od świata zewnętrznego – i tak są od niego zależne. Jakiejkolwiek by tutaj szukać symetrii z sytuacją osaczonych opozycjonistów i cywilów, jedno jest pewne: każdego dnia uczą się oni oddychać w miejscu, gdzie coraz bardziej brakuje im powietrza. De sidste maend i Aleppo Scenariusz i reżyseria Firas Fayyad. Zdjęcia Fadi Al Halabi. Muzyka Karsten Fundal. Produkcja Larm Film, Aleppo Media Center. Syria – Dania 2017. Dystrybucja Against Gravity. Czas 104 min Sebastian Smoliński, Ostatni w Aleppo, „Kino" 2017, nr 7, s. 74-75 © Fundacja KINO 2017 |