NA GŁĘBOKĄ WODĘ ARTUR ZABORSKI
Do odważnych świat należy! W 1968 roku Donald Crowhurst postanowił wypłynąć na szerokie wody. Co stało się potem, można sprawdzić w Wikipedii. Albo wybrać się do kina na film inspirowany losem człowieka, który pół wieku temu chciał dokonać spektakularnego oszustwa. W okołoziemskim wyścigu Golden Globe Race, sponsorowanym przez londyńską gazetę „Sunday Times”, Crowhurst wystartował jako jeden z dziewięciu sterników. Zubożały biznesmen, który wcześniej żeglował jedynie w wyobraźni, skusił się na nagrodę za zwycięstwo, opiewającą na 5 tysięcy funtów. Widział w niej szansę na ocalenie firmy, zaimponowanie żonie i pozostawienie po sobie legendy. Udało się jedynie to ostatnie. Kiedy okazało się, że bezkres oceanu jest nie do poskromienia, zdecydował się zaczekać, aż wyprzedzą go konkurenci, a potem podawać fałszywe współrzędne jachtu. Po tę historię sięgali już filmowcy z różnych szerokości geograficznych – od Wielkiej Brytanii, przez Francję, aż po Rosję. Głośno było zwłaszcza o dokumencie „Deep Water” Louise Osmond i Jerry’ego Rothwella z 2006 roku, w którym narrację prowadziła Tilda Swinton. Film oparty został na taśmach, które Crowhurst nagrywał w czasie podróży, dzięki czemu mogliśmy się dowiedzieć, co naprawdę się z nim działo w czasie ekspedycji. James Marsh także ma dokumentalną przeszłość (Oscar za „Człowieka na linie” z 2008 roku), ale w nowym filmie postawił na coś innego niż rekonstrukcja zdarzeń. Na pierwszy plan wybił opozycję natura-kultura, o której traktował inny jego dokument – „Projekt Nim”. Dotknął także po raz kolejny tematu podążania za marzeniami, które z racjonalnego punktu widzenia nie mają szans na spełnienie (vide „Teoria wszystkiego”, „Człowiek na linie”). Filmowego Crowhursta (Colin Firth) wyposażył w romantyczne tęsknoty, godne samotnych podróżników i szaleńców, takich właśnie jak Philippe Petit, linoskoczek z oscarowego dokumentu. Do Crowhursta, świetnie ułożonego przedstawiciela brytyjskiej klasy średniej, który z etykietą jest za pan brat, z pozoru nijak one nie pasują, ale mężczyzna nie chce żyć według społecznych reguł. Ma u boku żonę, Claire (Rachel Weisz), która widzi, że pragnienia męża są czymś więcej niż przejawem kryzysu wieku średniego. Zaczyna się więc obiecująco. Marsh skacze na głęboką wodę, ale nie udaje mu się utrzymać tempa, bo wpada we własne sieci. To, co w ekspozycji zapowiadało się na pełen dramatycznych zwrotów akcji pojedynek człowieka z naturą, na ekranie okazuje się mało ciekawe. Powód? Zupełnie niefilmowe okoliczności, w których dzieje się akcja. Marsh nie ma tej fantazji, co Ang Lee, który w „Życiu Pi” przez ponad dwie godziny trzymał nas za gardło, posługując się jedynie łódką, człowiekiem i tygrysem, ani tej zręczności, co J. C. Chandor, który we „Wszystko stracone” z pomocą jedynie zmieniającej się pogody był w stanie przeczołgać bohatera granego przez Roberta Redforda przez wszystkie stany emocjonalne. W filmie Marsha dominuje monotonia. Owszem, reżyser wspomaga się melodramatycznymi rozmowami Crowhursta z rodziną, gdy ta jest w zasięgu sygnału radiowego, ale nie mają one w sobie spodziewanej siły – są bowiem zbyt wykoncypowane. Tak samo dylematy głównego bohatera czy brnąć w oszustwo, czy jednak ujawnić mistyfikację, rozegrane zostały histerycznie. Nie jest to bynajmniej wina grającego główną rolę Colina Firtha, któremu nie można nic zarzucić. Brytyjczyk potwierdza, że jest aktorem totalnym, i równie dobrze sprawdzi się w roli jąkającego się króla czy kochanka Bridget Jones, co mężczyzny przytłoczonego przez ambicję i ocean. Jego Crowhurst jest postacią niejednoznaczną – aktor nie pozwala nam ani swojego bohatera osądzić, ani o nim zapomnieć. Nawet jeśli film ulatuje z głowy niedługo po projekcji, to obraz człowieka, który musi zdecydować: stracić życie czy honor, nawiedza nas z intensywnością oceanicznej fali. The Mercy Reżyseria James Marsh. Scenariusz Scott Z. Burns. Zdjęcia Éric Gautier. Muzyka Jóhann Jóhannsson. Wykonawcy Colin Firth (Donald Crowhurst), Rachel Weisz (Clare Crowhurst), David Thewlis (Rodney Hallworth), Ken Stott (Stanley Best), Jonathan Bailey (Wheeler), Adrian Schiller (Elliot). Produkcja Blueprint Pictures, BBC Films. Wlk. Brytania 2017. Dystrybucja Best Film. Czas 101 min Artur Zaborski, Na głęboką wodę, „Kino" 2018, nr 06, s. 77 © Fundacja KINO 2018 |