BIAŁY KRUK ARTUR ZABORSKI
„Polityka mnie nie interesuje. Ja chcę po prostu tworzyć sztukę” – mówi Rudolf Nuriejew, a my już wiemy, że legenda baletu na własnej skórze będzie musiała przekonać się o naiwności tego stwierdzenia. Ralph Fiennes po raz kolejny patrzy na wschód Europy (wcześniej zagrał Oniegina w filmie swojej siostry Marthy i Rakitina w ekranizacji „Dwóch kobiet” Puszkina w filmie Wiery Głagoliewy). W jego spojrzeniu mieszają się podziw i przerażenie. Fascynacji szkołą rosyjskiego baletu towarzyszy wspomnienie okrutnej machiny państwowej, która indywidualnościom takim jak Nuriejew podcinała skrzydła, gdy próbowały odlecieć poza granice ZSRR. Chłopak idzie przez życie jak taran. Opętany tańcem dostaje się do prestiżowej szkoły, choć nie powinien, bo przyszedł na świat w biednej rodzinie. Fiennes intrygująco igra z jego pragnieniami: raz przekonuje nas, że obsesja na punkcie sukcesu bierze się z chęci udowodnienia bogaczom, że biedny potrafi wzbić się wyżej niż oni, by za chwilę pokazać, że działania Rudolfa to przemyślna strategia obywatela duszącego się w autorytarnym kraju, któremu marzy się wolność za granicą. Przez to wszystko przebija prawdziwa, szczera miłość do tańca, którą radziecki rząd wykorzystuje, by na Zachodzie chwalić się chłopakiem jako symbolem siły i talentu Rosjan. Jaki Nuriejew jest naprawdę, nie wie chyba nawet on sam. Jego zagubienie najciekawiej wypada, gdy udaje się do szkoły w Paryżu. Fiennes tak rozgrywa ten epizod, że odnajdzie się w nim każdy, kto kiedyś doświadczył losu emigranta. Bo chłopak we Francji wolny wcale się nie czuje, ale nie dlatego, że cały czas śledzą go radzieckie służby, tylko z powodu tego, jak traktują go inni. Napotyka na litość, dostaje „punkty za pochodzenie”, bo przyjechał z kraju, w którym „musiał przejść swoje”, albo zaznaje wrogości ze strony tych, którym się nie podoba, że tańczy lepiej od nich – ci życzą mu więc rychłego powrotu do parszywej ojczyzny. Chociaż sam ma jej nawet więcej do zarzucenia, nie potrafi się nie oburzać, kiedy nie wiedzący nic o jej realiach Francuzi zaczynają odmawiać litanię przywar ZSRR. Jednak gdy staje w obronie swojego kraju, słyszy głosy pełne irytacji: skoro na Wschodzie jest tak pięknie, po jaką cholerę przyjechał na Zachód. W efekcie chłopak nigdzie nie czuje się sobą ani u siebie – niezależnie od panującego w danym miejscu ustroju. Nie jest przy tym typem człowieka, który pokornie będzie znosił upokorzenia. To pogubiony, pokaleczony, ale silny bohater, który działa na własnych prawach, nawet jeśli otoczenie nie chce mu na to pozwolić. Do podkreślenia tej determinacji Fiennes wykorzystuje język. Nuriejew – w którego wciela się ukraiński debiutant Oleg Iwienko, nadający swemu bohaterowi charyzmę, wyrazistość i błysk szaleństwa w oku – myśli po rosyjsku, mieszka we Francji, a komunikuje się po angielsku. Choć z tego tytułu wynikają nieporozumienia i trudności, jest jeden język, łączący wszystkich, silniejszy niż jakiekolwiek słowa: język baletu. Nawet kiedy na piruety Rudolfa patrzą nieczuli na sztukę agenci radzieckich służb, nie potrafią powstrzymać wzruszenia. Wtedy wiemy, że Nuriejew najsilniejszy czuje się na scenie, a jego decyzje, często niespodziewane, motywowane są tym, żeby jak najdłużej na niej zostać. Z każdą chwilą jest to trudniejsze, bo losem chłopaka interesuje się coraz więcej osób, a próba ucieczki przed ich decyzjami pozwala Fiennesowi sięgnąć po konwencję filmu sensacyjnego. Zgodnie z regułami gatunku widz drży o los bohatera, kiedy radzieccy agenci nakrywają go na coraz to nowych przewinieniach, takich jak romans z mężczyzną, zaś gdy przychodzi Rudolfowi wybrać, czy wrócić do ojczyzny i osiąść na laurach, czy zostać na Zachodzie i na zawsze stracić kontakt z rodziną, atmosfera robi się duszna, jak w „Operacji Argo” Bena Afflecka. Fiennes także rozgrywa ten najbardziej dramatyczny moment na małej przestrzeni. Wybiera paryskie lotnisko, gdzie niby rządzą jeszcze Francuzi, ale naprawdę to radzieccy „opiekunowie” Nuriejewa mają większą władzę. Ten i podobne paradoksy uwypuklają bezsilność tych, którzy – choć przejmują się losem chłopaka, jak zakochana w nim francuska poetka z bogatej burżuazji - nie umieją w żaden sposób mu pomóc. ZSRR jawi się w filmie jako potwór, który zrobi, co zechce, bez względu na to, na czyim terenie działa. Zachodnie służby nie chcą go drażnić, więc pokornie grają z nim w grę na jego zasadach. A nas trafia szlag, bo wiemy, że mimo upływu lat, poza nazwą państwa, niewiele się pod tym względem zmieniło. Nie ulega wątpliwości, że przywołując historię z przeszłości, Fiennes w rzeczywistości komentuje teraźniejszość. Choć ma głośne nazwisko, a premiera jego filmu stałaby się wydarzeniem na najważniejszych festiwalach, zdecydował się zorganizować ją na jubileuszowym 40. MFF w Kairze. W Wenecji, Cannes czy Berlinie jego film zostałby odebrany jako opowieść o odległej historycznie rzeczywistości. W Egipcie każdy widz z Bliskiego Wschodu i Afryki wie, że pokazana w filmie sytuacja może dotyczyć także jego. The White Crow Reżyseria Ralph Fiennes. Scenariusz David Hare i Julie Kavanagh na podstawie książki Julie Kavanagh „Rudolf Nureyev: The Life”. Zdjęcia Mike Eley. Muzyka Ilan Eshkeri. Wykonawcy Oleg Iwienko (Rudolf Nuriejew), Ralph Fiennes (Puszkin), Louis Hofmann (Teja Kremke), Adele Exarchopoulos (Clara Saint), Sergiej Polunin (Jurij Sołowiew). Wielka Brytania – Francja 2018. Dystrybucja UIP. Czas 127 min Artur Zaborski, Biały kruk, „Kino" 2019, nr 04, s. 81 © Fundacja KINO 2019 |