PEWNEGO DNIA ANDRZEJ KOŁODYŃSKI
Nie, to nie jest slow cinema. To nie jest również familijny melodramat ze zdradą małżeńską w tle. To po prostu kronikalny zapis codzienności w stylu paradokumentu, ale z pewnymi odskokami w postaci długich panoram. Panoram bez treści, przynajmniej pozornie. Ot, krajobraz za szybą samochodu czy uliczny tłum rejestrowany przesuwającą się kamerą. I wyobcowana postać bohaterki. Wiadomo: tematem takiego filmu jest samotność. Tytuł „Pewnego dnia” zapowiada, że coś jednak się zdarzy. Ale to nie jest kronika jednego zwykłego dnia z życia Anny. Tych dni mamy dwa plus trzy wieczory. Oczywiście, coś się zdarza, bowiem na progu mieszkania staje była kochanka męża Anny. Twierdzi, że wpadła do nich przez przypadek, że „tamto” już przeszło, ale jej mizdrząca się, trochę dziecinna twarz zapowiada co innego. Chce odzyskać Szabolcsa, choćby tylko na krótko. „Jak możesz być taka podła?”. To mówi Anna w czasie rozmowy, która miała wszystko wyjaśnić. Ale w odpowiedzi słyszy: „Nie wiem”. Tak, Gabi nie ma co usprawiedliwiać, takie jest życie. Jej udaje się osiągnąć cel. A na ekranie pozostaje Anna uwikłana w codzienność. Troje dzieci, przedszkole i szkoła, dodatkowe zajęcia, wieczny pośpiech. Mały Simon gubi rzeczy, nie pamięta o występie z wiolonczelą, gnębi go żal, że ich sprzęt komputerowy jest przestarzały i nie można skorzystać z drogi ucieczki z galaktyki. Sari jest rozkapryszona, a Marko, najmłodszy, złapał przeziębienie. Jest też praca zawodowa, co oznacza przemieszczanie się z miejsca na miejsce, spóźnienia, wieczny brak pieniędzy. I te panoramy ulic przez szybę samochodu, nieprzyjazna pustka mimo tłoku na ulicach. Anna nie zdradza mimiką uczuć. Grająca ją Zsofia Szamosi jest naprawdę przejmująca w swoim wyobcowaniu. Jej świat się zawalił, ale praktycznie niewiele z tego wynika, przecież bohaterka nie może się po prostu zatrzymać. Nieunikniona bezradność nadaje temu obrazowi ton wyjątkowo przygnębiający. I nie jest istotne, że wszystko to dzieje się dzisiaj, w węgierskim mieście. Równie dobrze mogłoby to być miasto polskie. Film zrobiła jeszcze nieznana szerzej Zsófia Szilágyi, wykazując świetne wyczucie atmosfery świadczącej o zuniformizowaniu dzisiejszej Europy. Jej wrażliwość na szczegół tylko to wyczucie podkreśla. Dzięki temu film dostał nagrodę w Cannes, w sekcji Un Certain Regard w 2018 roku. Trudno oczekiwać formalnego nowatorstwa. Siłą tego rodzaju filmów jest wierność przyjętej konwencji, a konwencja ta wywodzi się wprost z tradycyjnej powieści obyczajowej. Ale to nie oznacza powtarzalności. Trójkąt – dwie kobiety i mężczyzna – wydać się może oczywisty, nowość polega jednak na zróżnicowaniu rysunku psychologicznego pozbawionego jakiejkolwiek próby oceny. Postępowanie Anny rejestrowane jest z chłodnym dystansem. Nie ma próby emocjonalnego pokierowania widzem. Symboliczny jest długi zapis samotnej jazdy Anny, któremu towarzyszy najpierw spokojna muzyka klasyczna, nagle przerwana wrzaskliwym hałasem jakiegoś modnego zespołu. Nie jest to akompaniament pogłębiający nastrój, ta muzyka nie pełni funkcji użytkowej, jakiej oczekujemy od tzw. filmów psychologicznych. Jej obiektywna obojętność staje się częścią obrazu świata istniejącego niezależnie od dramatu samotności Anny. Bohaterka nigdzie nie znajdzie pomocy, musi sobie sama dać radę. Czy znajdzie rozwiązanie? W zadziwiającej scenie końcowej podejmuje taką próbę. Nieskuteczną, żałosną i wzruszającą. To chwilowe wyciszenie nadaje temu, jakże kobiecemu filmowi rzadki wymiar prawdy. Egy nap Reżyseria Zsófia Szilágyi. Scenariusz Réka Mán-Várhegyi, Zsófia Szilágyi. Zdjęcia Balazs Damokos. Muzyka Máté Balogh. Wykonawcy Zsófia Szamosi (Anna), Leó Füredi (Szabolcs), Annamária Láng (Gabi), Ambrus Barcza (Simon), Zorka Varga-Blaskó (Sári), Márk Gárdos (Márkó), Éva Vándor (Mari), Károly Hajduk (Csaba). Węgry 2018. Dystrybucja Aurora Films. Czas 99 min Andrzej Kołodyński, Pewnego dnia, „Kino" 2019, nr 04, s. 79 © Fundacja KINO 2019 |