DZIENNIK CWANIACZKA BARTOSZ CZARTORYSKI Według amerykańskiego pisarza Jeffa Kinneya szkolna machina działa na Darwinowskiej zasadzie „przetrwają najsilniejsi”. W kulturowym tyglu amerykańskiego odpowiednika gimnazjum ścierają się rozmaite sposoby na życie, krzyżują się różne drogi, choć wszystkie prowadzą do tej samej mety u końca wyścigu szczurów dla najmłodszych. Bardziej niż z trudnościami codziennej edukacji, wzorami matematycznymi czy niezliczonymi datami na lekcjach historii, zmagać się trzeba z większymi od siebie kolegami i złośliwymi koleżankami. W rodzinnym domu też trudno zaznać chwili wytchnienia, gdyż po korytarzach krąży starszy brat, czyhający tylko na potknięcia młodszego rodzeństwa. W serii książek o perypetiach jedenastoletniego Grega Heffleya w satyrycznym, acz serdecznym tonie Kinney zawarł interesujące i niezwykle trafne, choć w sumie mało jednak odkrywcze uwagi na temat szkolnego dorastania. Sukces jego powieści, okraszonych prostymi, zabawnymi grafikami, nie pozwolił czekać długo na filmową adaptację, choć familijnych komedii obnażających bezlitośnie pułapki wieku nastoletniego nakręcono bez liku. „Dziennik cwaniaczka” w reżyserii Thora Freudenthala fabularnie zdaje się nie wyróżniać spośród setek konkurencyjnych pozycji, ale zachowuje pewien osobliwy czar – nie traktuje bowiem młodego widza protekcjonalnie. Bohater filmu, Greg, nie jest ani klasowym liderem, ani popularnym uczniem, plasuje się raczej w dolnej połowie tabeli szkolnej hierarchii. Dlatego musi kombinować, „cwaniaczyć”, by spełnić marzenia o znalezieniu się w szkolnej kronice jako jeden z prominentnych obywateli społeczności gimnazjalnej. Próbuje swoich sił, zapisując się na coraz to nowe zajęcia pozalekcyjne, dzięki którym ma nadzieję zaistnieć na forum publicznym. Wszystkie starania spełzają na niczym przez szereg piętrzących się, nieprzewidzianych trudności. Greg przegrywa niemal każdą potyczkę z rzeczywistością i spada w rankingu popularności, co obrazuje odpowiedni wykres pojawiający się co jakiś czas na ekranie. Skazany na wieczne jedzenie „lunchu” w otoczeniu kubłów na śmieci, z zazdrością patrzy na swojego przyjaciela Rowleya, który w serii szczęśliwych zbiegów okoliczności sięga po upragnioną przez Grega pozycję i ma wokół siebie wianuszek wielbicieli. Niegdyś uważany za rodzaj niepotrzebnego, przynoszącego wstyd balastu, dotychczasowy kolega wyrasta na głównego konkurenta. Fabularny konwencjonalizm „Dziennika cwaniaczka” wyraża się najpełniej właśnie przy okazji opisu wzajemnych relacji Grega i Rowleya, które przebiegają zgodnie ze znanym schematem rozpadu i pojednania. Przyjaźń okazuje się wartością nadrzędną, przesłanie filmu nie przynosi niespodzianki i co więcej – nie powinno. „Dziennik cwaniaczka” przeznaczono dla widowni będącej rówieśnikami głównych bohaterów, więc obraz Freudenthala niesie swoiste pokrzepienie dla wszystkich, którzy na długą drogę dorosłości dopiero wkraczają. Przy tym nie epatuje moralizatorskim tonem, wszelkie próby w tym kierunku kamuflowane są zabawnymi żartami i puentami, nie osłabiającymi jednak wydźwięku filmu, skądinąd pesymistycznego. Szkoła jawi się bowiem jako diabelski wymysł, miejsce fizycznych i duchowych tortur. Wszystko, co dobre, wiąże się z czasem wolnym, którego szkoła jest złodziejem. Godziny spędzone na niewygodnym krześle trzeba po prostu przetrwać i jedyne pocieszenie, to że nie jesteśmy sami w tym edukacyjnym maglu. Warto nadmienić, że Freudenthal, wtórując Kinney’owi, ciekawie rozprawia się z mentalnością grupy rówieśniczej, zazwyczaj szukającej zmyślonego powodu, by jednego ze swojego grona uczynić pariasem. W „Dzienniku cwaniaczka” symbolem takiej pretekstowości staje się przyklejony do nagrzanego asfaltu plaster porośniętego pleśnią, starego sera. Dotknięcie oznacza naznaczenie nieszczęśnika piętnem „serowego dotyku”, co jest wariacją na temat dziecięcej zabawy, podczas której jeden uczestnik rzuca w drugiego brudną szmatą lub innym przedmiotem uznanym komisyjnie za niebezpieczny i zdolny napiętnować trafionego osobnika. W „Dzienniku cwaniaczka” towarzyszymy Gregowi przez cały rok szkolny, od wakacji do wakacji, obserwując jego upadki i wzloty. Nie będzie to ostatnie spotkanie ze szkołą z piekła rodem – drugą część filmu zapowiedziano na marzec 2011 roku. Diary of a Wimpy Kid Reżyseria Thor Freudenthal. Scenariusz Jackie Filgo, Jeff Filgo, Gabe Sachs, Jeff Judah. Zdjęcia Jack N. Green. Muzyka Theodore Shapiro. Wykonawcy Zachary Gordon (Greg Heffly), Robert Capron (Rowley Jefferson), Rachael Harris (Susan Heffley), Steve Zahn (Frank Heffley). Produkcja Color Force, Dayday Films, Dune Entertainment III. USA 2010. Dystrybucja Imperial Cinepix. Czas 94 min Bartosz Czartoryski, Dziennik cwaniaczka, „Kino" 2010, nr 12, s. 74 © Fundacja KINO 2010 |