Już Aniela, nie Andrzej. „Życie mi się pozmieniało” – powiedziałaby taka osoba, spotkana po latach. „Długo by gadać” – podsumowałaby zakłopotana, wiedząc, że nie da się opowiedzieć życia. Tymczasem „Kobieta z…” podejmuje się takiego właśnie zadania: opisania, jak czyjeś życie się pozmieniało i dlaczego proces ten trwał aż cztery dekady.
Siłą kina Szumowskiej i Englerta często bywa casting i tym razem trudno wyobrazić sobie główną postać zagraną lepiej niż robi to Małgorzata Hajewska-Krzysztofik. Gra symfonię powstrzymywanych emocji. Spektrum płci w jej wydaniu zyskuje całkiem nowy wymiar. Partnerują jej aktorzy nie aż tak utalentowani, ale zapadający w pamięć, zwłaszcza Bogumiła Bajor jako młoda Iza. Hajewska-Krzysztofik pochłania jednak całą uwagę.
Przy jej kreacji reszta to epizody. Widać też pęknięcia konwencji, w jakich grają poszczególne osoby. Czasem to zamierzone, jak w rozdziale od młodości do wieku średniego, czasem jednak niepotrzebnie komplikujące zbyt długą, złożoną opowieść. Mateusz Więcławek goni Hajewską-Krzysztofik, aż tchu mu braknie, ale poza androgyniczną urodą nie odsłania żadnej nowej strony.
Film rozpoczyna się uwerturą operującą obrazem i dźwiękiem bez dialogu. Oglądamy uroczystość komunii świętej, podczas której chłopiec zakłada welon i gania za dziewczynkami, przeskok czasowy przenosi go na komisję wojskową, a następnie krawędź mostu kolejowego, skąd przestraszony, z polakierowanymi paznokciami, spogląda w dół, w przepaść. Niepokój przykrywają rubaszne, anegdotyczne sceny, których akcja toczy się w socjalistycznym prowincjonalnym miasteczku jak z czeskiej nowej fali. Ot i ludzie rodem z prozy Hrabala, można by początkowo sądzić.
Akcja toczy się wartko, stabilizacja następuje prędko. Jest rutyną, rodzinnym kieratem i tymi samymi twarzami na kolejnych urodzinach, a także brakiem prywatności, skutkującym faktem, że własny dziennik – jedyne miejsce, gdzie jest się szczerym przed samym sobą – trzeba ukrywać pod umywalką. Życie razem na kupie daje też jednak szansę – wtapiając się w otoczenie, Andrzejowi udaje się bez zwracania na siebie uwagi podbierać hormony teściowej, będącej w okresie menopauzy.
Lata życia pod przykrywką to codzienność osób nieheteronormatywnych w PRL-u. „Kobieta z…” pokazuje cenę niemożności wyautowania się – jest nią brak zaufania w bliskich relacjach, nieautentyczność, samotność, na którą skazuje tajemnica. Film podkreśla koszty finansowe terapii hormonalnej, bo państwo jej nie zapewnia. Sprzedaż na siłowni testosteronu, zapisanego Anieli przez lekarza, oraz handel kartami telefonicznymi budują obraz polskiej transformacji, która w „Kobiecie z…” rymuje się z transformacją płciową.
Mateusz Więcławek
Historia w planie indywidualnym ściśle łączy się z historią powszechną i w tym zestrojeniu jednego z drugim, jednostki z państwem, czuć najwięcej wysiłku na poziomie scenariusza i montażu. Wysiłek nie zawsze wychodzi filmowi na dobre. Odwołaniom do pamięci zbiorowej służy korowód zakonnic na tle napisu „Solidarność”, mural z papieżem albo pochód na jego cześć. Znaki z tego porządku zachęcają do lektury filmu jako podręcznika historii Polski, skąd osoby transpłciowe zostały wymazane.
Skoro piszemy go na nowo, włączając ważne wątki queerowe: „Króla Rogera” Szymanowskiego czy „Rotę” Marii Konopnickiej, czemu nie miałaby się zmieścić w nim też zmiana Andrzeja w Anielę Wesoły? Zachęca do tego obecność na ekranie Filipki Rutkowskiej, która zagrała już w krótkometrażowym „Nightwalk” (2020) Szumowskiej zrealizowanym w ramach antologii „Miu Miu Women’s Tales”, a także aktywistów LGBTQIA, pokazujących w scenach szpitalnych, gdy Aniela przechodzi operację korekty płci, jak może wyglądać życie w różnorodnej Polsce – po prostu normalnie. Przestańmy żyć w przeszłości, postuluje film. Z tej perspektywy „Kobieta z…” może być manifestem równości.
Polska sportretowana w filmie jest swojska, rubaszna, nietolerancyjna, ale jednak możliwa do życia, bo zawsze dostanie się tu jakieś wsparcie, choć to wcale nie ta solidarność niesiona na sztandarach. Wyraźna jest również pochwała przedsiębiorczości i zaradności obywateli. Cechy te są potrzebne, żeby przetrwać na tym spłachetku ziemi. Skoro mechanizmy państwa są niewydolne, trzeba je zmieniać na własną rękę. Kraj nie dostrzega niektórych swoich obywateli, a więc zostaje im działanie w niewidocznej strefie.
O ile film pozbawiony ikon z rodzimej historii byłby uboższy o skojarzenia z „Człowiekiem z marmuru” i „…z żelaza” Andrzeja Wajdy (wcale tu zresztą niepotrzebne), to jego drugi biegun odsyła do tradycji melodramatu. Ton mniej spiżowy, a bardziej zwiewny wychodzi Szumowskiej i Englertowi znacznie lepiej. Zwłaszcza w połączeniu z ironią. Ćwiczenia genderu w rozmaitych sytuacjach, choćby wymiany paska hamulcowego w samochodzie czy ustaleń, „kto tu jest mężczyzną w tym domu”, dają okazję do rozważań o płci kulturowej. Czy dobra żona może sobie pozwolić na złość w innej formie niż rzucanie torebką, jak gra to żywiołowo Joanna Kulig?
Echa walców z „Trędowatej” czy „Nocy i dni” brzmią w kompozycjach Jimka i film wypełnia sentymentalna nuta. Na szczęście triumf Anieli, inaczej niż Stefci w domu państwa Michorowskich, odbywa się za życia, a nie po śmierci.
Adriana Prodeus
Kino nr 4/2024, © Fundacja KINO 2024
Kobieta z…
Scenariusz i reżyseria Małgorzata Szumowska, Michał Englert. Zdjęcia Michał Englert. Muzyka Jimek. Wykonawcy Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, Joanna Kulig, Mateusz Więcławek, Bogumiła Bajor, Jerzy Bończak, Anna Tomaszewska, Jacek Braciak, Renata Dancewicz. Polska – Szwecja 2023. Czas 132 min
Dystrybucja kinowa Next Film