Każdy z nich jest zmęczony pracą, zawodowo wypalony, borykają się z rodzinnymi problemami lub samotnością. Postanawiają więc empirycznie sprawdzić, czy teoria kontrowersyjnego psychiatry jest prawdziwa – ostatecznie niewiele mają do stracenia. „Nie jesteśmy alkoholikami, bo sami decydujemy, kiedy chcemy pić”, mówi Nikolaj. Hemingway pisał pijąc niemal bez przerwy, a Churchill na rauszu wygrał wojnę, więc oni tym bardziej poradzą sobie z wyzwaniami stawianymi przez życie prywatne i zawodowe.
Początkowe rezultaty ich eksperymentu są zresztą obiecujące. Martin zmienia lekcje historii w pole intelektualnej dyskusji, do której wciąga uczniów. Tommy z werwą trenuje piłkarską drużynę, w której nawet najsłabsi zawodnicy robią zaskakujące postępy. Przyjaciele odzyskują życie towarzyskie i rodzinne, jakby rzeczywiście owe pół promila utrzymywane stale we krwi było zdolne czynić cuda. Dla takich zmian warto naginać reguły, popijając ukradkiem w szkolnej toalecie lub kantorku dozorcy. Tyle że nie wiadomo kiedy sprawy zaczynają się wymykać spod kontroli, a towarzysze po kielichu coraz bardziej testują limity swojej wytrzymałości.
„Na rauszu” wpisuje się w bardzo długi szereg filmów o alkoholizmie, często arcydzielnych – od „Straconego weekendu” Billly’ego Wildera i „Dni wina i róż” Blake’a Edwardsa, poprzez „Pętlę” Wojciecha Hasa, „Pod wulkanem” Johna Hustona, po obrazy, które opisywały uzależnienie, korzystając z gatunkowej konwencji, jak niedawno „Wykolejona” Judda Apatowa. Thomas Vinterberg ucieka jednak od schematów tego rodzaju kina.
Mads Mikkelsen
Vinterberg zaczyna co prawda swój film od chaotycznego zapisu młodzieżowej zabawy, polegającej na bieganiu wokół jeziora ze skrzynką piwa i chlaniu na akord (zbiorowe wymioty nagradzane są dodatkowymi punktami), ale gdy do alkoholu siadają „dorośli”, picie nabiera pozornej klasy i posmaku luksusu. Kelner zachwala kolejne wina, opisuje zalety doskonale zmrożonej wódki („wywołałaby uśmiech na ustach cara”) podawanej do kawioru, a fantastycznie pracująca kamera Sturli Brandtha Grøvlena wyłapuje świetlne refleksy trunków przelewających się w kryształowych kieliszkach. Francja – a raczej Dania – elegancja.
Tym bardziej, że Vinterberg przez większość czasu dość oszczędnie serwuje sceny fizjologiczne. Są nieprzyjemne incydenty, rozbite nosy i łuki brwiowe, lecz przez pierwszą część filmu alkoholowy eksperyment czwórki głównych bohaterów ma w sobie coś ze sztubackiej zabawy, dobrze uchwyconej przez polskie tłumaczenie tytułu (oryginalny, „Druk”, oznacza raczej picie do upadłego). Trudno powstrzymać śmiech, gdy na ekranie pojawia się znienacka montaż archiwalnych ujęć polityków – Breżniewa, Jelcyna, Sarkozy’ego, Junckera – występujących publicznie w stanie upojenia. A Vinterberg mimochodem przypomina, że picie, nawet do oporu, jest społecznie akceptowane.
Kryzys przychodzi nagle i niespodziewanie – wydaje się nieodwracalny, rozpadają się małżeństwa, ktoś straci pracę, dojdzie do tragedii, która jednak oczekiwanego otrzeźwienia nie przyniesie. Do chocholego, pijackiego tańca Martina przyłączy się za chwilę kolejne pokolenie.
JAKUB DEMIAŃCZUK
Kino nr 5/2021, © Fundacja KINO 2021
Druk
Reżyseria Thomas Vinterberg. Scenariusz Thomas Vinterberg, Tobias Lindholm. Zdjęcia Sturla Brandth Grøvlen. Muzyka Janus Billeskov Jansen. Wykonawcy Mads Mikkelsen, Thomas Bo Larsen, Lars Ranthe, Magnus Millang, Maria Bonnnevie. Dania-Szwecja 2020. Czas 117 min
Dystrybucja kinowa Best Film