Międzynarodowe sukcesy „Córek Dancingu” i „Fugi” sprawiły, że Agnieszka Smoczyńska zaczęła rozwijać zagraniczną karierę. Owocem tego był już jej udział w nowozelandzkim „Atlasie zła” (2018) – nowelowym filmie grozy, w którego skład weszły krótkie opowieści inspirowane podaniami ludowymi, snute, oprócz polskiej reżyserki, także przez innych obiecujących twórców: Austriaka Severina Fialę czy Brytyjczyka Petera Stricklanda. Samodzielny debiut Smoczyńskiej na arenie światowej był tylko kwestią czasu. Ten nadszedł w maju tego roku, gdy w canneńskiej sekcji Un Certain Regard pokazano „Silent Twins”.
Odbiór tego przedziwnego filmu na festiwalu był dobry, podobnie jak później w Karlowych Warach czy podczas polskiej premiery na Nowych Horyzontach. Wrocław to zresztą miejsce dla tego tytułu szczególne, nie tylko dlatego, że reżyserka się tu urodziła. „Silent Twins” jest osobliwą produkcją także z tego powodu, że czasy thatcheryzmu na Wyspach (akcja zaczyna się w Walii pod koniec lat 70., kończy w Londynie w latach 90.) odtworzono właśnie na Dolnym Śląsku.
Z dużym sukcesem: misternie zbudowany świat robi wrażenie i tworzy także nastrój – tak ważny w filmach reżyserki. Jego surowość może przypomnieć wręcz wczesne filmy Mike’a Leigh (pamiętacie „Meantime”?), okraszony jest przy tym właściwą Smoczyńskiej domieszką cudowności. Wrocławianie mają także szansę rozpoznać kilka lokalnych pejzaży: w jednej z finałowych scen – poprawcie mnie, jeśli się mylę – lobby Teatru Capitol. Uważne oko zauważy też twarze polskich aktorów, choćby Jacka Belera czy Kingi Preis.
Te wybory obsadowe pozostaną przezroczyste dla międzynarodowej widowni, ale powierzenie jednej z ról Jodhi May już nie powinno. Brytyjska aktorka wystąpiła bowiem w 1994 roku w filmie „Siostro, moja siostro” Nancy Meckler, opowiadającym historię sióstr Papin, które przeżyły koszmar, ale też dopuściły się przerażającej zbrodni. Smoczyńska puszcza do tego filmu oko – „Silent Twins” także oparte są na faktach i także tutaj bohaterki łączy niezwykła więź. June i Jennifer Gibbons przyszły na świat w Walii, były całkowicie pełnosprawne, a jednak w pewnym momencie przestały mówić. Nazwano je „milczącymi bliźniaczkami” ze względu na to, że komunikowały się wyłącznie między sobą i z nikim innym. Nie do końca wyjaśnione są motywy ich postępowania, nie wszystkie fakty z życia znane. I właśnie to jest w tej historii najbardziej niepokojące.
Leah Mondesir-Simmonds, Eva-Arianna Baxter
„Silent Twins” nie chcą być typowym biopikiem, nie próbują zagadki wyjaśniać, naświetlać, tłumaczyć. Raczej pogrążają się w tajemnicy, rozkoszują się jej aurą, stanowiącą idealną pożywkę dla ulubionych motywów reżyserki: nastroju grozy, eksplorowania ciemnych stron kobiecego doświadczenia, przewrotnych gier z konwencjami gatunkowymi. Znów jest to historia niepokojąca i w gruncie rzeczy bardzo smutna. Przy tym jednak mrok, w który dobrowolnie (?) zapadają się bliźniaczki, ma swój urok i powab. Siłą woli i konsekwencji (można to nazwać krnąbrnością) udało się stworzyć siostrom Gibbons fascynujący „własny pokój” – pełen poetyckiej głębi, szyfrów i stworów. Dziewczyny miały bowiem ambicje literackie i plastyczne, które wcielały w życie, a reżyserka z lubością ożywia je na ekranie. Momenty, w których tak się dzieje, są zresztą w filmie najsmaczniejsze i stanowią rodzaj autorskiego stempla Smoczyńskiej.
Mimo estetycznej przyjemności płynącej z odbioru „Silent Twins”, tonacja filmu pozostaje ciemna, a najsmutniejsze jest to, że bohaterki od wczesnego dzieciństwa miały jednak rację (motyw profetyzmu okaże się ważny). Póki tworzyły zamknięte we własnym pokoju, były bezpieczne; to świat miał z nimi problem. Ich własne kłopoty zaczęły się na zewnątrz, w zderzeniu z systemem edukacji czy opieki zdrowotnej. A także pod wpływem hormonów okresu dojrzewania, kiedy postanowiły uspołecznić się na własną rękę, nawiązując relację erotyczną z białym chłopakiem, trochę bogaczem, trochę łobuzem. Frapująco ukazane zostaje ich dążenie, by stracić dziewictwo z uwspólnionym obiektem pożądania, podobnie jak cienka granica między byciem ofiarą a oprawcą. Kiedy bliźniaczki same „łobuzieją”, w ich więź wkrada się zazdrość – fantastycznie grają to obsadzone w rolach dorosłych już sióstr znana z „Czarnej Pantery” Letitia Wright i Tamara Lawrance.
Słabiej wybrzmiewa kontekst rasowy i klasowy, ledwo tu zaznaczony. Domyślamy się, że imigranckiej rodzinie przybyłej na Wyspy z Barbadosu nie mogło być wówczas łatwo – pisała o tym choćby Reni Lodge w arcyciekawej książce „Dlaczego nie rozmawiam już z białymi o kolorze skóry” – ale w filmie będzie o tym niewiele. Smoczyńska nie tyle szuka klucza, mogącego pomóc w zrozumieniu wyborów bohaterek, co stawia na „politykę dziwności”. Tak jak w poprzednich filmach, interesuje ją bardziej eksces niż normalizowanie, raczej queer niż straight, pytania, nie odpowiedzi. Stąd zagadka sióstr Gibbons ostatecznie nie zostanie rozwiązana, a widz pozostawiony jedynie z kilkoma wskazówkami. Ma to swój urok, ale i swoją cenę. Warto ją chyba było zapłacić.
ADAM KRUK
Kino nr 10/2022, © Fundacja KINO 2022
The Silent Twins
Reżyseria Agnieszka Smoczyńska. Scenariusz na podstawie książki Marjorie Wallace Andrea Seigel. Zdjęcia Jakub Kijowski. Muzyka Marcin Macuk, Zuzanna Wrońska. Wykonawcy Letitia Wright, Tamara Lawrance, Jodhi May, Jack Bandeira, Nadine Marshall, Treva Etienne. Polska – Wielka Brytania – USA 2022. Czas 113 min
Dystrybucja kinowa Gutek Film