Pierwsza scena nadaje rys każdej kolejnej przypowieści, które składają się na film „Tam gdzieś musi być niebo” Elii Suleimana. Po prawie dziesięcioletniej przerwie palestyński reżyser wraca na ekrany i nie ma ochoty zaskakiwać. Epizodyczna struktura narracji, w której dominują ironia i humor, to jego znak rozpoznawczy. Bardzo podobnie pokazywał codzienność Palestyńczyków w „Kronikach znikania” (1996), „Boskiej interwencji” (2002) i w „Czasie, który pozostał” (2009). Polityka, historia i konflikt izraelsko-palestyński zawsze stanowiły tło jego filmów, ale Suleiman próbował uciekać od patosu i cierpienia. Szukał swojego sposobu na kino politycznie zaangażowane. Na świecie jest najczęściej opisywany jako spadkobierca Bustera Keatona czy Jacquesa Tati, choć tak naprawdę obok żartu w jego kinie widać też ciągły niepokój i permanentne zagrożenie.
W „Tam gdzieś musi być niebo” przewodnikiem w podróży jest oczywiście sam Elia Suleiman. Stateczny pan w kapeluszu, elegancko ubrany obserwator, który zawsze z filiżanką kawy albo kieliszkiem wina w ręku patrzy na otaczającą go rzeczywistość. Można odnieść wrażenie, że Suleiman gra również swoim wizerunkiem. Na pierwszy rzut oka jest kimś z „dobrego zachodniego świata”. Ale kiedy tylko wspomina o swojej tożsamości narodowej, pojawiają się problemy. Obserwator podpatruje mikrokosmos swojej dzielnicy i miasta, z którego pochodzi. Najbardziej interesują go ludzie: sąsiedzi, miejscowy pijaczek, przypadkowi policjanci. Nie musi z nimi rozmawiać. Zdarza mu się to rzadko. Jego ingerencje w przestrzeń są niewielkie. Jest świadkiem drobnych incydentów, w których pojawiają się siła i przemoc. Ludzie nie potrafią się ze sobą komunikować. Każda interakcja przypomina walkę o własne miejsce, co w sytuacji Palestyńczyków nabiera istotnego znaczenia. Głównym motywem jest chęć upodlenia kogoś, kogo uznaje się za słabszego. Byle tylko pokazać, że nie jest się ofiarą.
Elia Suleiman
Absurd tych sytuacji Suleiman zgrabnie kontrastuje z drobnymi przesunięciami w życiu poukładanych obywateli Paryża i Nowego Jorku. Policjanci francuscy jeżdżą po mieście niczym tancerki w balecie narodowym. Wszystko dookoła jest symetryczne i uporządkowane. Święto narodowe to oczywiście pokaz siły i oręża państwowego, ale trudno nie zauważyć, że tylko czarnoskórzy obywatele francuscy sprzątają ulice po białych gościach. W Nowym Jorku w sklepie z żywnością nagle każdy ma na plecach karabin maszynowy albo inny, jeszcze bardziej wymyślny przyrząd do mordowania. Bezpieczeństwo jest przecież najważniejsze, bo terrorysta czai się tuż za rogiem.
Podróżnik-reżyser w końcu wraca do domu. Nie ocenia ani nie analizuje. W trakcie podróży pisał scenariusz. Zawsze towarzyszyły mu zdjęcia bliskich. W „Tam gdzieś musi być niebo” próżno szukać opowieści o sile tożsamości, braku domu czy zniszczonej wspólnocie. Suleiman pokazuje, że aby nie zwariować, trzeba tropić te rzadkie momenty, kiedy można zapomnieć o okupacji, prześladowaniu, brutalności i przemocy.
Dlatego po powrocie tak chętnie obserwuje tańczących, radosnych ludzi i anonimową kobietę pogrążoną w zadumie w odległym gaju oliwnym. Rzeczywistość wraca do niego w mgnieniu oka, podobnie jak do widzów, którzy w jednym z epizodów mogą zobaczyć młodą dziewczynę z przewiązanymi oczami. Wiezie ją dwóch izraelskich żołnierzy zainteresowanych swoimi okularami przeciwsłonecznymi. Na pierwszy rzut oka scena ta wygląda jak kolejny skecz w duchu Keatona. Gdyby nie pamięć o Ahed Tamimi – szesnastoletniej dziewczynie z Nabi Saleh, która za uderzenie izraelskiego żołnierza w twarz dostała osiem miesięcy więzienia. A groziło jej dziesięć lat. To do jej historii nawiązuje Suleiman. To ona powinna z nami zostać.
JOANNA OSTROWSKA
Kino nr 1-2/2020, © Fundacja KINO 2020
It Must Be Heaven
Scenariusz i reżyseria Elia Suleiman. Zdjęcia Sofian El Fani. Wykonawcy Elia Suleiman (Es), Gael García Bernal (Gael García Bernal), Ali Suliman (szaleniec), Stephen Mchattie (tarocista), Grégoire Colin (mężczyzna w metrze), Kwasi Songui (taksówkarz w Nowym Jorku). Francja, Katar, Niemcy, Kanada, Turcja, Palestyna 2019. Czas 97 Min
Dystrybucja kinowa Aurora Films
VOD: Player, Canal+, Vod.pl, CDA, KinoPodBaranami, MojeEKino