Film Sebastiana Meise skutecznie zwodzi widza. A może nawet go zawodzi; w każdym razie pozbawia rozmaitych przyjemności odbiorczych. Pierwszą z nich – voyeurystyczną – mamy już na samym początku, gdy z punktu widzenia ukrytej kamery podglądamy seksualne zabawy pewnego mężczyzny w publicznej toalecie. Chwilę później okazuje się, że oglądaliśmy materiał dowodowy, na podstawie którego ów mężczyzna zostaje skazany na 24 miesiące więzienia. Robi się więc nam głupio, że byliśmy nie tylko podglądaczem, ale także poniekąd kapusiem.
Jest rok 1968. W Niemczech Zachodnich wciąż obowiązuje niesławny paragraf 175, penalizujący stosunki seksualne między mężczyznami. Istnieje od prawie stu lat i przetrwał kilka systemów: Cesarstwo, Republikę Weimarską, Trzecią Rzeszą, powojenny podział Niemiec. To właśnie w oparciu o ten paragraf nasz bohater Hans (Franz Rogowski) trafia za kratki.
Męskie więzienie zajmuje – tak w mitologii kinowej, jak i homoseksualnej – miejsce znaczące. Z jednej strony to przestrzeń grozy, represji, walki, przemocy, z drugiej – obszar sadomasochistycznych fantazji. Jedyny film Jeana Geneta, „Pieśń miłości”, rozgrywał się właśnie w więzieniu, podobnie jak inspirowany Genetem epizod „Poison” Todda Haynesa. W gejowskiej pornografii istnieje nawet osobny dział oznaczony słowem „prison”. Podejrzewamy więc, że Meise pójdzie którąś z tych dróg – albo pokaże nam więzienne piekło, albo historię na poły miłosną, na poły perwersyjną. Zwłaszcza że w zakładzie karnym jest też młody nauczyciel Leo (Anton von Lucke), przyłapany z Hansem w szalecie.
Ale Meise ani myśli spełnić naszych oczekiwań. Przez pewien czas w ogóle nie wiadomo, w jakim kierunku rozwinie się film. Tempo jest niespieszne, ujęcia długie, akcja pozbawiona właściwie dramatycznych zdarzeń. Hans zdaje się czuć w wiezieniu jak w domu, ze spokojem oddaje się więziennej pracy – szyje ubrania. Nawet gdy trafia do izolatki, w której musi siedzieć w ciemnościach prawie nagi, przyjmuje to bez emocji. Spotyka również w zakładzie karnym starego znajomego, odsiadującego długoletni wyrok Viktora (Georg Friedrich).
Akcja znienacka cofa się do roku 1945. Wtedy Hans po raz pierwszy został skazany z paragrafu 175. Z obozu koncentracyjnego został przeniesiony do więzienia przejętego przez aliantów. Mężczyźni skazani w Trzeciej Rzeszy za homoseksualizm nie zostali bowiem po wojnie uznani za niewinnych i musieli „dosiedzieć” swój wyrok. A więc jednak mamy do czynienia ze szlachetnym filmem upominającym się o sprawiedliwość dla ofiar? I tym razem pudło. Meise bowiem nie ma zamiaru formułować aktu oskarżenia pod adresem niemieckiej przeszłości. Nie używa tej retoryki.
Za to w filmie znowu następuje zmiana płaszczyzny czasowej. Jest rok 1957, Hans po raz drugi ląduje w pace, tym razem ze swoim ukochanym Oskarem (Thomas Prenn). Rozsiadamy się wygodnie w fotelu i cieszymy się na melodramat o nieszczęśliwej miłości, zniszczonej przez nieludzki system.
Franz Rogowski, Anton von Lucke
Melodramat trwa jednak krótko. Zresztą wątek AD 1968 – bliskiej relacji między Hansem a nauczycielem Leo też kończy się nagle i niespodziewanie, zostawiając nas z poczuciem niedosytu. Na czoło wysuwa się wtedy, rozgrywająca się do tej pory na drugim planie, historia Hansa i Viktora, heteroseksualisty, który początkowo nie chciał mieć nic wspólnego ze zboczeńcem. Ale i ta historia nie ułatwia nam odpowiedzi na pytanie o czym właściwie jest film Meisego?
Hans to postać enigmatyczna. Mówi niewiele i po cichu, jakby wstydził się swojej wady wymowy. Jego twarz wygląda jak beznamiętna maska, która pęka tylko w kilku scenach, za to gwałtownie. Zwłaszcza w części rozgrywającej się w latach 60. Hans robi wrażenie człowieka obojętnego, wręcz zblazowanego. Takiego, którego już nic nie jest w stanie poruszyć czy zaskoczyć.
Poza krótką sekwencją z roku 1957 nie wiemy także, co bohater robił na wolności. On sam pytany o to odpowiada: „Zajmowałem się różnymi rzeczami” – jakby nie miało to żadnego znaczenia.
Istnieje uzasadnione podejrzenie, że Hans nie odnajduje się w świecie zewnętrznym, że może jest w nim coś z masochisty, którego podnieca ryzyko, poniżenie, zniewolenie. Skoro bowiem mimo licznych kar i prześladowań nie zrezygnował z niebezpiecznego przygodnego seksu w miejscach publicznych… Choć przecież jednocześnie namawia Oskara do ucieczki za granicę, przynajmniej do NRD, gdzie już „za to nie wsadzają”. Czyli musi być w nim także tęsknota za stabilizacją i bezpieczeństwem.
Na główny trop interpretacyjny naprowadza tytuł filmu – „Wielka wolność”. Można go uznać za wielce ironiczny, bo przecież akcja niemal w całości rozgrywa się w więzieniu. Można też uznać za wyraz hołdu dla bohatera, który pozostał wolny mimo wrogich mu okoliczności. Ale można poprzestać na tym, że to zabawne mrugnięcie okiem, bo Grosse Freiheit jest nazwą ulicy w St. Pauli, dzielnicy czerwonych latarni w Hamburgu, i nazwą klubu, który pojawia się w ostatnich scenach filmu.
Ja jednak widzę w tytule prowokacyjną sugestię, że ta naprawdę wielka wolność nie ma nic wspólnego z wolnością oczywistą, podaną na tacy i tolerowaną przez innych. Prawdziwa wolność – potwierdzałoby to zresztą zakończenie filmu – to wolność transgresji. Przekraczania tego, co nielegalne, zakazane i potępione. Przekraczania tabu. To tej wolności – być może nieświadomie, bardziej intuicyjnie – hołduje Hans, mający tym samym wiele wspólnego z bohaterami wspomnianego wyżej Geneta.
Hansa stać i na czułość, i na miłość, ale ani myśli zabiegać o czyjekolwiek względy. Nie czuje się ofiarą, nie walczy o emancypację i akceptację. Ma gdzieś czy go skażemy, czy uniewinnimy, czy go podglądamy, czy mu współczujemy. Chadza samotnie własnymi ścieżkami – w więzieniu, w dark roomie, na pikiecie. Możemy za nim podążyć, także w celach seksualnych, ale nie obiecuje, że zwróci na nas uwagę.
BARTOSZ ŻURAWIECKI
Kino nr 3/2022, © Fundacja KINO 2022
Grosse Freiheit
Reżyseria Sebastian Meise. Scenariusz Sebastian Meise, Thomas Reider. Zdjęcia Crystel Fournier. Muzyka Peter Brötzmann, Nils Petter Molvaer. Wykonawcy Franz Rogowski, Georg Friedrich, Anton von Lucke, Thomas Prenn. Austria – Niemcy 2021. Czas 116 min
Dystrybucja kinowa Tongariro